- To znaczy,
że macie panie wiele wspólnego ze śmiercią swojej koleżanki – oznajmił zimnym
spojrzeniem patrząc na mnie Harris. Przełknęłam ślinę, obawiając się że
policjanci już wiedzą i teraz razem z Sereną będę musiała zapłacić za błędy,
które kiedyś popełniłam.
- Do czego
pan zmierza? - warknęłam zirytowana - Myślisz Harris, że my ją zabiłyśmy? -
zapytałam patrząc mu wyzywająco w oczy.
- A
zabiłyście? - odpowiedział pytaniem, już miałam na języku ciętą ripostę, ale
Serena położyła mi delikatnie dłoń na ramieniu powstrzymując mnie. Walker
odchrząknął znacząco zwracając tym samym na siebie uwagę.
- Proszę
zignorować mojego kolegę, jest trochę zbyt nadgorliwy - odezwał się po chwili -
Proszę mi powiedzieć, co panie pamiętają z tam tej nocy - dodał patrząc na nas
wyczekująco.
- To było
dość dawno - zaczęłam ostrożnie.
- Proszę
pomyśleć, każdy szczegół jest ważny - zachęcał mnie do dialogu. Odetchnęłam
głęboko, udając że się zastanawiam, lecz w głowie miałam już doskonale ułożoną
historyjkę.
- Pamiętam,
że z Sereną już dużo wcześniej zaplanowałyśmy naszą ucieczkę, aby nikt nas nie
nakrył czekałyśmy do nocy, ale niestety Jess zauważyła nas podczas gdy
schodziłyśmy po balkonie. - przerwałam patrząc na ich twarze które wyrażały
tylko skupienie - Nie byłyśmy zbyt przyjaznych stosunkach, zagroziła nam że
jeśli nie pozwolimy jej do siebie dołączyć, zacznie krzyczeć powiadamiając tym
dyrektora. Wtedy nie widziałam innego wyjścia i się zgodziłam. Zaraz jednak jak
opuściłyśmy teren domu dziecka rozdzieliłyśmy się.
- Dlaczego
panna Webb, chciała uciec z ośrodka? - zapytał Walker.
- Nie mam
pojęcia - wzruszyłam ramionami - Wiem tylko, że pokłóciła się ze swoją przyjaciółką
Megan - oparłam się niedbale na kanapie krzyżując nogi.
- Megan?
Nazwisko? - zapytał Harris. Obróciłam się do Sereny, chcąc dać jej znak żeby i
ona się odezwała.
- Megan
Stoner - mruknęła cicho blondynka. Komisarz od razu spojrzał w papiery, które
trzymał w rękach i po chwili szepnął do Walkera - Ona nie żyje.
W środku
natychmiast rozjaśnił się szeroki uśmiech, który starannie ukryłam. Wiedziałam
dokładnie, że Meg nie żyje, zmarła ponad rok temu na raka, zacierając
policjantom tym samym ślady.
- O co panna
Webb się pokłóciła z panną Stoner? - zapytał po chwili komisarz.
- Niestety
tego nie wiem - uśmiechnęłam się smutno do niego.
- Czy panna
Webb miała jakiś wrogów?
- Nie
byłyśmy z nią tak blisko, aby to wiedzieć - odezwała się blondynka.
- Czy panna
Webb brała narkotyki, czy spotykała się z jakimś dziwnym towarzystwem? – znowu
zapytał, a ja wzruszyłam ramionami.
- Naprawdę
nie mogę panu pomóc – odpowiedziałam grzecznie. W tym momencie drzwi z mojej
małej sypialni się otworzyły i wyszedł z nich jak gdyby nigdy nic Louis. Ubrany
był tylko w swoje wczorajsze spodnie. Posłał nam swój szeroki uśmiech i
skierował się do kuchni.
- Pani
chłopak? – zapytał kpiąco Harris unosząc jedną brew do góry.
- Nie widzę
związku ze sprawą, więc proszę nie wtrącać nosa w nie swoje sprawy pokazuje pan
tylko, że brak panu kompetencji do tego typu pracy – odpowiedziałam
sarkastycznie.
- W rzeczy
samej – przytaknął wściekle Walker wstając – Jeśli przypomniały by sobie coś
panie proszę zadzwonić – mówił wręczając mi do rąk wizytówkę.
- Do
zobaczenia – pożegnali się.
- Odprowadzę
panów – zaoferowała się Serena prowadząc ich do drzwi. Gdy tylko zniknęli mi z
oczu głośno wypuściłam powietrze z płuc z ogromną ulgą, opadając na kanapę.
Udało się, przynajmniej na chwilę zamydlić im oczy. Miałam tylko nadzieję, że
Dan zajął się resztą. Zamknęłam oczy ciesząc się ciszą, ale po chwili
usłyszałam bose stopy drepczące po podłodze i mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Herbaty? –
seksowny głos zamruczał mi do ucha, lekko muskając je ustami.
- Chętnie –
odpowiedziałam otwierając oczy i pierwsze co widząc, to piękny uśmiech Louisa
przede mną. Brunet wręczył mi kubek z ciepłą, parującą cieczą prosto do rąk.
- Wy
jesteście razem? – głos Sereny przywrócił mnie do rzeczywistości.
- Nie skąd –
odpowiedziałam automatycznie.
- Jesteśmy
dobrymi przyjaciółmi – dodał Louis siadając obok mnie i oplatając mnie
ramieniem. – Jak poszło? – zapytał wyjmując mi z dłoni kubek i pociągając z
niego spory łyk.
- Hej to
miało być moje – mruknęłam z oburzeniem.
- Jest
kocie, po prostu nie chciało mi się robić dwóch herbat, więc pomyślałem, że się
chętnie ze mną podzielisz – skończył szczerząc się zadowolony za co klepnęłam
go ze śmiechem, żartobliwie w policzek.
- Zaraz –
przerwała nasz śmiech Serena – To on wie? – zapytała z niedowierzaniem, patrząc
na mnie z nadzieją, że zaprzeczę. Mój uśmiech momentalnie zastygł mi na ustach.
- Spoko ja
nikomu nic nie powiem – zapewnił ją chłopak.
- Zamknij
się – warknęłam z takim jadem, że nawet ja wzdrygnęłam się na ton jej głosu – To
nie jest jakiś chory film Louis! To nasze życie, a ty sobie z niego żartujesz.
– pokiwała głową z niedowierzaniem – Wiesz co Rose? Po tobie takiego czegoś się
nie spodziewałam, teraz będziesz opowiadać pierwszemu lepszemu o wszystkim,
który się z tobą prześpi? Może tak jak kiedyś pieprzyć się będziesz z Danem?! –
po ostatnim zdaniu wszystko we mnie zawrzało. Nie wytrzymałam i wstałam wymierzając
jej z liścia prosto w twarz. W jej oczach jak i w moich zalśniły łzy.
- Nie masz
prawa tak mówić! Myślisz, że dlaczego przestał przychodzić do ciebie?! –
krzyknęłam próbując zdusić w sobie płacz – Ja zgodziłam się pieprzyć z nim, aby
ciebie zostawił cię w spokoju. Więc przestać być taką przeklętą egoistką,
zawsze wszystko robiłam, dla ciebie, a ty nawet nie próbujesz zrozumieć, że
komuś się zwierzyłam, bo nie mogę dusić w sobie wiecznie tego bólu. Ale tak
dalej nazywaj mnie dziwką! – wytarłam łzy które spłynęły mi po policzkach i
obróciłam się na pięcie idąc szybkim krokiem do drzwi.
- Rose… -
usłyszałam tylko cichy jęk blondynki za sobą, ale nie potrafiłam obrócić się za
siebie. Momentalnie cały mój dobry humor ulotnił się, a zamiast niego pojawił
się tylko wściekłość. Zbiegłam szybko po schodach kamienicy i gdy otworzyłam
drzwi wejściowe, momentalnie owiał mnie zimny wiatr i zapach deszczu. Nie
zważałam jednak na mokre krople, spadające z nieba moczące mnie do suchej
nitki. Szłam przed siebie, choć sama nie wiedziałam dokąd.
- Rose! –
usłyszałam nawoływania za sobą, ale się nie odwróciłam. Nie miałam ochoty z
nikim gadać, ale z drugiej strony bałam się że jeśli zostanę sama kolejna fala
wspomnień do mnie przyjdzie, przynosząc tym samym coraz to większy ból.
- Rose ty
kompletna idiotko – szarpnął mnie za ramię Louis zatrzymując mnie w pół kroku.
- Czego?! –
warknęłam wyrywając się.
- Wiesz, że
jesteś na boso? – zapytał a ja spojrzałam w dół dopiero teraz zauważyłam, że rzeczywiście
jest tak jak powiedział. Poczułam jak przeszywające zimno owiewa mnie z każdej
strony.
- Zimno –
mruknęłam, a Louis ze śmiechem zdjął swoją kurtkę i zarzucił mi na ramiona.
- Trafne
spostrzeżenie – zauważył rozbawiony chłopak i objął mnie w tali prowadząc
gdzieś. Nagle lekko otrzeźwiałam i stanęłam jak wryta.
- Gdzie mnie
idziemy? – zapytałam.
- Do
samochodu – odpowiedział, jednak ja nadal się nie ruszyłam więc po chwili dodał
- Rose pada nie możemy tu tak stać ludzie się na nas patrzą – po jego słowach
rozejrzałam się i rzeczywiście parę ludzi posyłało w naszą stronę ciekawskie
spojrzenia. Westchnęłam i zgodziłam się aby chłopak poprowadził mnie. Otworzył
mi drzwi od strony pasażera, a ja niezdarnie wdrapałam się na swoje siedzenie,
ciaśniej otulając się kurtką bruneta. Po chwili Louis usiadł obok mnie z
komórką przy uchu.
- Nie oczywiście,
że nie zapomniałem – zapewniał swojego rozmówcę odpalając auto – Paul to
wszystko przez korki, już jadę – dodał po chwili. Posłałam mu pytające spojrzenie,
a on przewrócił oczami, posyłając mi szeroki uśmiech.
- Nie jestem
głuchy zaraz będę – skończył szybko naciskając czerwoną słuchawkę.
- O czym
zapomniałeś? – zapytałam widząc, że docisnął mocno pedał gazu wymijając
samochody przed nami.
- Już od
razu zapomniałem, po prostu… - tłumaczył się.
- Louis, ja
to nie Paul – przerwałam mu.
- No dobra
wywiad mamy w radiu za… - tutaj spojrzał na zegarek na desce rozdzielczej –
niecałe 10 minut – skończył przejeżdżając na czerwonym świetle.
- A co ze
mną? – zapytałam widząc, że nawet nie pomyślał żeby mnie gdzieś odstawić.
- Cholera… -
mruknął i chwilę się zastanowił aż znowu się odezwał – Powiemy że wpadłem na
ciebie w drzwiach czy coś… - mimowolnie się roześmiałam.
- Widzisz
znów się uśmiechasz – zauważył chcąc mnie pocałować w policzek, ale go
odepchnęłam. Ale brunet mimo wszystko miał rację, przy nim potrafiłam zapomnieć
o problemach i cieszyć się tym co jest tu i teraz. Jego zarażający uśmiech,
któremu nie dało się oprzeć automatycznie poprawiał i mi humor.
Reszta jazdy
minęła szybko, bo już po paru minutach byliśmy pod budynkiem radia. Wbiegliśmy
szybko do środka i windą pojechaliśmy na górę. Ledwie wysiedliśmy zastawiając
się gdzie powinniśmy iść pojawiła się przed nami Lou.
- Louis! –
krzyknęła – jak ty wyglądasz? – mówiąc to zaciągnęła go do garderoby, gdzie
Zayn przeglądał się lustrze poprawiając swoje włosy.
- Rose –
przywitał się zaskoczony, zmierzył mnie wzrokiem i zmarszczył brwi – Gdzie masz
buty? – zapytał. Louis popatrzył na mnie dając mi jakieś śmieszne znaki, żebym
coś wymyśliła.
- Eee…
wyrzuciłam – za jąkałam się – Były strasznie nie wygodne – zmarszczyłam nos
krzywiąc się usiadłam na fotelu.
- No tak
tego można było się spodziewać po tobie – zaśmiał się Zayn.
- Louis, co
tak stoisz przebieraj się! – warknęła zirytowana Lou rzucając w niego
ubraniami. Brunet zdjął koszulkę obracając się do nas tyłem, a Zayn głośno
zagwizdał z podziwem.
- Nie no
stary teraz rozumiem czemu się spóźniłeś – wybuchnął głośno śmiechem, podążyłam
za jego wzrokiem i zauważyłam na plecach bruneta czerwone ślady po paznokciach,
moich paznokciach. Szybko nerwowo poprawiłam swoje włosy, aby zakryć moje malinki
na szyi.
- Louis
powiedz kto to? – dopytywał się mulat.
- Zamknij
się Zayn – warknął w odpowiedzi Tomlinson ubierając białą koszulkę.
- Rose kogo
obstawiasz? – zawrócił się tym razem do mnie.
- Co
obstawiacie? – do pokoju przyszedł Niall dopytując się.
- Kogo
przeleciał Louis – wyjaśnił Zayn za co dostał w tył głowy od bruneta.
- Louis
kogoś przeleciał? – wszedł zdziwiony Harry do garderoby – No gratuję już
myślałem, że zostałeś impotentem – dodał na co wszyscy się zaśmialiśmy.
- Świetny
żart Harry – mruknął sarkastycznie Louis.
- Do usług –
ukłonił się.
- A twoja
kocica chociaż doszła? – zapytałam unosząc wyzywająco jedną brew ku górze.
Chłopcy od razu spojrzeli na Louisa wyczekująco co odpowie.
- Tak
krzycząc głośno moje imię – uśmiechnął się i puścił mi oczko.
- Jesteś
pewien, że nie udawała? – pytałam dalej na co chłopcy znowu się zaśmiali.
- Hej! –
wrzasnął Liam który właśnie wszedł zwracając uwagę całego towarzystwa – Wywiad
czeka.
- Tą rozmowę
jeszcze dokończymy Louis – zaśmiał się Harry, ciągle dokuczając brunetowi.
- W końcu –
westchnęła zmęczona stylistka chłopaków upadając na fotel obok mnie, gdy
śmiechy chłopaków ucichły na korytarzu. – Ty z nim się przespałaś prawda? –
zapytała nagle, a ja popatrzyłam na nią ze zdumieniem.
- Nie no co
ty – zaprzeczyłam od razu – Skąd ten pomysł w ogóle do głowy ci przyszedł? –
zaśmiałam się nerwowo.
- Rose ja
nie jestem dzieckiem widzę, co się dzieje. Wasze spojrzenia, te przekomarzania,
a no i malinki – uśmiechnęła odsłaniając moje włosy z szyi.
- Aż tak to
widać? – zagryzłam nerwowo dolną wargę, gdy Paul się o tym dowiedział, nie
byłoby różowo.
- Jeśli
chodzi o chłopców to się nie martw oni za wolno kojarzą fakty – mrugnęła do
mnie, wstając podeszła do walizki i po chwili wyjęła z niej czarne baleriny.
- Mam małe
wrażenie, że ci się bardziej dzisiaj przydają – podała mi je ciepło się
uśmiechając. Z wdzięcznością przyjęłam od Lou obuwie, a gdy je zakładałam moja
komórka odezwała się. Spojrzałam na wyświetlacz i od razu mój uśmiech zszedł mi
z twarzy.
- Coś nie
tak? – zapytała blondynka, ale ja zaprzeczyłam kiwając głową.
- Muszę
tylko odebrać – mruknęłam uśmiechając się sztucznie. Szybko wstałam z fotela i
ruszyłam ku drzwiom.
- Czego
chcesz? – warknęłam do słuchawki.
- Uprzejma
jak zawsze – usłyszałam ironiczny głos Dana. Rozejrzałam się wokół korytarza
patrząc czy nikt nie idzie, a by nie podsłuchał naszej rozmowy.
- Po co
dzwonisz? – syknęłam zła.
- Spotkajmy
się dzisiaj – oznajmił a ja prychnęłam.
- Nie ma
mowy, nie mam zamiaru oglądać twojej parszywej mordy!
- To nie
było pytanie – warknął chcąc mnie przestraszyć, ale nie dałam mu takiej
satysfakcji.
- Nie
obchodzi mnie to Dan jeśli masz mi coś do powiedzenia to powiedz to teraz, nie
mam czasu na te twoje chore gierki, które do niczego nie prowadzą! –
wykrzyczałam zirytowana w słuchawkę.
- Jeśli ty
nie chcesz przyjść to ja zaaranżuję spotkanie – zagroził mi.
- Przestań
mi wygrażać. Nie boję się ciebie słyszysz?!
- Zobaczymy –
mruknął i się rozłączył.
-
Popierdolony dupek! – wrzasnęłam ze złości na cały głos.
- Rose? –
usłyszałam zdziwiony głos za sobą, obróciłam się i zobaczyłam Paula z krzywą
miną.
- Co? –
jęknęłam zażenowana.
- Wszystko
okej? – zapytał studiując moją twarz zmartwiony.
- Oczywiście
– warknęłam w odpowiedzi ucinając naszą rozmowę. Weszłam z powrotem do garderoby
rzucając Lou ponure spojrzenie, co dobrze odebrała nie odzywając się ani
słowem, widząc że nie mam ochoty na zwierzanie się. Usiadłam na fotelu i podciągnęłam
nogi pod brodę. Moje myśli od razu pobiegły do Dana, co jeśli naprawdę spełni
swoją groźbę? Mam wrażenie, że będzie chciał przypomnieć gdzie jest moje
miejsce, niestety nie będzie to zrobione delikatnie. Widziałam już takie akcje
jak pracowałam dla Dana, ale teraz to ja będę po drugiej stronie barykady.
Wesołe
krzyki wyrwały mnie z otępienia, nawet nie zauważyłam, że już wywiad chłopaków
się skończył.
- Impreza
dzisiaj – krzyknął wesoło Harry, a Louis przybił mu piątkę. Nie wiedziałam za
bardzo o co chodziło, ale nie obchodziło mnie to chciałam po prostu jechać do
domu i nigdzie nie wychodzić. Położyć się w ciepłym łóżku i cieszyć się świętym
spokojem, który tak rzadko pojawiał się w moim życiu.
- Rose ty
dołączysz – oznajmij Paul
- Co? Gdzie?
– zapytałam zdezorientowana.
- Pójdziesz
jako osoba towarzysząca z Harrym – wyjaśnij, a ja spojrzałam na niego spod
byka.
- Mam inne
palny – mruknęłam zirytowana.
- To je
zmień, dzisiaj idziesz na imprezę – wyjaśnił uradowany, a ja z grymasem
spojrzałam na Harrego, którego cała radość uleciała jak tylko padły słowa
Paula.
Chodziłam
nerwowo w tę i z powrotem czekając na samochód chłopców, który miał się
niebawem zjawić. Nie wiadomo z jakiego powodu miałam wrażenie, że ktoś mnie
obserwuje. Wciąż miałam w głowie złowieszcze słowa Dana, to chyba przez to,
wszystko wydawało mi się takie podejrzane w cieniu nocy. Zauważyłam czarny bus podjeżdżając
w moją stronę i odetchnęłam z ulgą, że to chłopcy. Przygładziłam swoją czarną spódnicę
i ruszyłam do Cala, który otworzył drzwi samochodu. Ledwo weszłam usłyszałam
gwizd podziwu jednego z chłopców. Miałam na sobie krótki jeansowy top i spódniczkę
z wysokim stanem, a ten komplet odsłaniał sporą część mojego brzucha. Na nogach
miałam botki z ćwiekami na wysokim obcasie, włosy spięłam w ciasnego koka, a
makijaż składał się z kresek na powiekach, wytuszowanych rzęs i mocno czerwonej
szmince. Nie mając innego wyjścia usiadłam obok Harrego, który nawet nie zaszczycił
mnie swoim spojrzeniem. Nie miałam zamiaru przez cały wieczór znosić jego fochów,
po prostu miałam ochotę się napić i dobrze się bawić. Jazda mijała dość
spokojnie podczas przekomarzania chłopców z tyłu.
- Hej
gołąbeczki trochę uśmiechu – zawołał Niall pochylając się do przodu widząc nasz
tęgie miny.
- Bardzo
chętnie jak tylko Rose zniknie mi z oczu – burknął pod nosem Harry, irytując
mnie swoim zachowaniem, gdyż jeszcze nawet słowem się nie odezwałam.
- Co ci
znowu popieprzony królewiczu nie pasuje? Wiecznie masz jakieś problemy! –
wybuchałam, a w samochodzie wszystkie rozmowy ucichły.
-
Przynajmniej nie muszę wyglądać jak dziwka, żeby ktoś mnie zauważył –
zaripostował od razu. Po tych słowach zmierzyłam go wzrokiem i prychnęłam. Nie
mogłam znosić ciągłych obelg rzucanych w moją stronę.
- Ciebie to
nawet dziwka nie chciałaby przelecieć z takim wyglądem – warknęłam głosem
ociekającym sarkazmem.
- Czy wy
zawsze musicie się kłócić? – zapytał Liam załamanym głosem.
- To ona
zaczęła – wskazał na mnie palcem, a ja zachłystnęłam się powietrzem z
oburzenia. Cała wściekłość z dzisiejszego dnia osiągnęła swój kulminacyjny
punkt, miałam już wszystkiego serdecznie dość.
- Ja
zaczęłam?! Ja ledwo zeszłam to ty zacząłeś jakieś fochy na poziomie podstawówki
odstawiać.
- Ja
przynajmniej podstawówkę skończyłem – odpyskował od razu.
- Jesteś pewien,
bo może twoja matka zapłaciła komuś, bo z takim ilorazem inteligenci
upośledzonego dziecka, wątpię czy by ci się to udało. – mówiłam wszystko co mi
ślina na język przyniesie, nikt nawet w busie nie miał na tyle odwagi, aby się
teraz odezwać.
- Moja matka
przynajmniej się mną interesuje – powiedział ze swoim kpiącym uśmiechem, akurat
gdy samochód się zatrzymał oznaczając, że jesteśmy na miejscu.
- Długo nad
tym myślałeś chyba zapomniałeś, że moi rodzice nie żyją.
- Gdyby ja
miał taką córkę jak oni też popełniłbym samobójstwo – wysyczał przez zęby, co
zabolało. Bez wątpienia był to cios poniżej pasa w moich oczach zalśniły łzy.
Harry nawet nie zdawał sobie sprawy z tego co powiedział. Sama długo nie
potrafiłam się pogodzić ze śmiercią swoich rodziców, obwiniając samą siebie,
ale to co chłopak powiedział tylko odkryło to co kiedyś zakopałam.
Gdy tylko
Cal otworzył drzwi busa wyszłam, nie oglądając się za siebie.
- Rose zaczekaj!
– usłyszałam za sobą nawoływania Louisa.
- Lou zostaw
mnie, chcę być sama! – krzyknęłam przez pół parkingu – A i Styles! – zwróciłam się
bezpośrednio do Harrego – Możesz być z siebie dumny jednak udało ci się mnie
złamać – dodałam wycierając łzę z policzka i ruszyłam w stronę cienia budynków,
aby się ukryć. Łzy które zamajaczyły w moich oczach rozmazały mi obraz.
Słyszałam gwar klubu i osób chcących się dostać do środka, lecz jak chciałam,
aby w końcu nastała cisza. Szłam wzdłuż chodnika, aż rozmowy nie ucichły.
Zauważyłam zakapturzoną postać przede mną idącą szybkim krokiem w moją stronę.
Latarnia nade mną zamigotała złowieszczo. Ogarnęło mnie złe przeczucie,
rozejrzałam się ale wokół nikogo nie było. Skręciłam w zaułek między dwoma budynkami,
co jednak nie było dobrym pomysłem, bo wystawiłam się jak na tacy. Na końcu
zaułka był tylko płot, a w moich butach wspinaczka po nim była niemożliwa.
- Gdzie się
wybierasz lalka? – usłyszałam za sobą ochrypły głos.
- Nie twój
interes niedorobie – warknęłam w odpowiedzi co go rozzłościło.
-
Niegrzeczna z ciebie dziewczynka – mruknął podchodząc bliżej, automatycznie
cofnęłam się o krok, przez co mój prześladowca się zaśmiał. Nie miałam jednak
czasu czekać, aż mnie zaatakuje, bo wtedy nie miałam szans. Zaczęłam się rozglądać
za czymś co mogłoby posłużyć mi za broń, ale w tych ciemnościach nic nie
widziałam. Kurwa mać - przeklęłam w
myślach. Nie dobrze Rose, bardzo nie
dobrze. Nie pozostało mi nic innego jak zaskoczenie, przyjęłam gardę i
przywaliłam mu prosto w nos idealnie wyprowadzając cios z prawej ręki.
- Ty suko –
warkną uderzając mnie w brzuch, przez co się skuliłam. Mężczyzna chwycił mnie
za nadgarstki, unieruchamiając mi ręce. Ignorując ból uderzyłam do kolanem
prosto w jego krocze. Poczułam jednak czyjeś silne ręce zaciskające się na
mojej szyi. Zanim zdążyłam zareagować mój napastnik rzucił mną o ścianę, przez
co uderzyłam w nią mocno głową zjeżdżając po niej, niczym szmaciana lalka.
Przed oczami pojawiły mi się mroczki, ale mój oprawca nie marnował czasu.
Ścisnął dłonią moją szyję podnosząc mnie do góry, dusząc mnie przy tym. Moje nogi
unieruchomił swoimi, tak aby ruszyć się nie mogła. Z przerażeniem zaczęłam
dłońmi drapać w jego coraz bardziej zaciskającą się na mojej szyi. Dusiłam się,
a w moich płucach coraz bardziej doskwierał mi brak tlenu.
- Witaj
ponownie Rose – uśmiechnął się mężczyzna zdejmując swój kaptur i luzując ucisk.
- Sam –
mruknęłam cicho przez brak oddechu, gdy rozpoznałam mężczyznę z którym kiedyś
miałam wiele wspólnego.
- Dan
pragnie się z tobą widzieć…
_________________________________________________
Witam ponownie rozdział 20 trochę dłuższy no, ale w końcu okrągła liczba, sam rozdział nie podoba mi się w ogóle, ale mam nadzieję że przynajmniej wam przypadnie do gustu.
Pewnie jak zauważyliście jest nowy wygląd bloga podoba się? Szablon jest robotą @inesistentee której bardzo dziękuje ;D
Podziękowania także bez wątpienia należą się także dla Cichusiaaa® która bardzo podniosła mnie na duchu swoim komentarzem. Naprawdę dzięki niej uwierzyłam choć trochę, że to co tworzę jednak może się komuś podobać ;)
Jeśli chodzi o zawieszenie to jeszcze nie wiem co z tym fantem zrobię, na razie walczę z tym dla was, aby pisać i się nie poddawać, zobaczymy co z tego wyjdzie ;D
Proszę bardzo was o komantarze
25 KOMENTARZY = NOWY ROZDZIAŁ
Katy_BooBear