Obserwatorzy

Ile was tu było :P

Translate

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Tłumaczenie

Chciałabym Wam gorąco polecić tłumaczenie mojej znajomej pt. "Psychotic". Z pewnością jeśli lubicie czytać fanfiction z którymś z członków One Direction, na pewno Wam się spodoba. Całe opowiadanie ma oryginalną, mroczną fabułę z którą nie spotkałam się jeszcze nigdzie indziej. Miło by było gdybyście tam zajrzeli :)

Zapraszam do obejrzenia zwiastuna

Oraz na sam blog http://psychotic-tlumaczenie.blogspot.com/

niedziela, 8 grudnia 2013

Chapter 21

*Poprzednio*
Moje nogi unieruchomił swoimi, tak aby ruszyć się nie mogła. Z przerażeniem zaczęłam dłońmi drapać w jego coraz bardziej zaciskającą się na mojej szyi. Dusiłam się, a w moich płucach coraz bardziej doskwierał mi brak tlenu.
- Witaj ponownie Rose – uśmiechnął się mężczyzna zdejmując swój kaptur i luzując ucisk.
- Sam – mruknęłam cicho przez brak oddechu, gdy rozpoznałam mężczyznę z którym kiedyś miałam wiele wspólnego.
- Dan pragnie się z tobą widzieć… 
- Prędzej zdechnę, niżeli tam pójdę - wysyczałam przez zęby z ledwością, przez ciągle zaciskającą się dłoń na moim karku.
- Nie kuś mnie Rose - wymruczał groźnie Sam - Wiesz, że do tego jestem zdolny...
- To na co czekasz? - sprowokowałam go patrząc na niego z całą nienawiścią jaka siedziała we mnie. Wiedziałam, że ten krok nie był może do końca dobrze przemyślany i mógł dla mnie się źle skończyć, lecz nie byłabym sobą gdybym mu się nie postawiła. Twarz mojego oprawcy rozjaśniła się w złowrogim uśmiechu. Nagle poczułam silne uderzenie w brzuch, że aż straciłam oddech. Sam puścił mnie, a ja udałam na zimny beton dusząc się.
- Zostaw ją! - w moich uszach zabrzmiał głośny męski głos. Podniosłam oczy i zobaczyłam Harrego, patrzącego na to wszystko z gniewem.
- Panienko proszę cię nie wtrącaj się do nie swoich spraw! - warknął Sam wściekły. Korzystając z jego nie uwagi próbowałam się podnieść, ale on kopnął mnie tak że moje ciało znowu osunęło się na ziemię.
- Dzwonię na policję! - zagroził Harry wyciągając telefon, a Sam zaśmiał się głośno.
- Harry uciekaj! - powiedziałam na tyle głośno na ile było mnie stać.
- Skorzystaj z tej rady chłopcze - ostrzegł go mężczyzna, ale jak zwykle Styles robić coś zupełnie odwrotnego co mówiłam. Zaczął wystukiwać palcem coś na swoim ekranie. - Ethan zajmij się nim! - warknął do faceta który stał w cieniu wszystko obserwując. Wiedziałam, że mam nie wiele czasu. Musiałam jakoś zadziałać zanim będzie za późno. Kątem oka obserwowałam Harrego, do którego podszedł Ethan wytrącając telefon z dłoni, który rozsypał się na części po betonie.
Zebrałam wszystkie swoje siły jakie jeszcze we mnie były i podcięłam nogi Sama. Chłopak zaskoczony upadł na kolana, ręką wymacałam metalową rurę, którą już wcześniej dostrzegłam. Wstałam chwiejąc się lekko na nogach i przywaliłam nią w głowę Sama. Brunet od razu padł twarzą do ziemi, nie przytomny. Spojrzałam na Harrego który właśnie dostał porządnie w twarz, przez co zatoczył się do tyłu wpadając na ścianę. Ethan podszedł do niego bez żadnego szczególnego urazu i zaczął okładać pięściami chłopaka gdzie popadnie. Nie tracąc czasu podeszłam do nieprzytomnego Sama i odsunęłam jego kurtę, dostrzegając to co szukałam. Pochwyciłam ciężki rewolwer do rąk i wycelowałam w Ethana.
- Zostaw go! – wrzasnęłam na całe gardło, aby zwrócić jego uwagę.
Mężczyzna odwrócił głowę w moją stronę i momentalnie puścił poły kurtki loczka.
- Harry odsuń się! – warknęłam ciągle trzymając na muszce mężczyznę. Styles posłusznie trzymając się za brzuch odszedł kawałek.
- Dziewczynko odłóż to wiemy oboje, że i tak nie strzelisz – mówił uspokajająco podchodząc do mnie.
- Oh naprawdę? – zapytałam ponosząc jedną brew do góry, odbezpieczając rewolwer, Ethan momentalnie stanął. 
- Okej, rozumiem potrafisz, ale od rzuć – mówił powoli sięgając za pas.
- Ręce! – wrzasnęłam, widząc że sięga po swoją broń. Chłopak podniósł ręce do góry, posłusznie jak kazałam.
- Wiesz, że Dan cię kurwa załatwi prawda? – uśmiechnął się szyderczo do mnie.
- Jak na razie to pozdrów go po prostu od Rose – odpowiedziałam zmieniając cel, nacisnęłam spust, celując w nogę Ethana. Gdy kula dosięgła tylko celu mężczyzna zaklął na cały głos, upadając na ziemię. Nie czekając na nic więcej ruszyłam w stronę zszokowanego Harrego i pociągnęłam go za ramię. Ignorując faceta zwijającego się z bólu na chodniku. 
Broń wsunęłam za pończochę, pod spódnicą. Skrzywiłam się lekko gdy poczułam gorący metal od wystrzału na moim udzie. Szłam szybko w stronę swojego mieszkania z Harrym drepczącym mi po piętach. Chowałam się w cieniu budynków rozglądając się co chwilę, czy ktoś mnie nie śledzi. Cała adrenalina zaczęła schodzić z mojego ciała, co przypomniało mi o bólu. Zwolniłam nieco przez zawroty głowy które zaczęły mnie atakować. Oparłam się ręką o jakiś budynek starając złapać równowagę.
- W porządku? – zapytał zaniepokojony Harry przytrzymując moje ramię. Zacisnęłam zęby i pokiwałam głową. Ruszyłam tym razem przy podporze loczka.
- Kto to był? – wyszeptał pytanie po chwili chłopak. Zapadła cisza, bo nie wiedziałam co odpowiedzieć, nie mogłam powiedzieć mu prawdy wystarczy, że Louis wiedział za dużo.
- Zapomnij o tym – burknęłam tylko, krótko.
- Jak mam o tym zapomnieć, ty ledwo idziesz na nogach, powinniśmy iść do szpitala…
- Nic mi nie jest – przerwałam mu – Już prawie jesteśmy na miejscu – dodałam widząc, że wchodzimy na dobrze znaną mi ulicę. Po raz ostatni rozejrzałam się wokół siebie gdy przechodziłam przez drzwi kamienicy. Ulica była jednak pusta, ani jednej żywej duszy.
Weszłam pospiesznie, na ile było to w moim stanie możliwe, na swoje piętro. Otworzyłam drzwi zapasowym kluczem, który miałam pod wycieraczką, gdyż swoją torebkę gdzieś zapodziałam.
- Kiepska kryjówka – mruknął pod nosem loczek, co zignorowałam nie mając już siły z nim się spierać. Weszłam do środka, zapraszając Harrego ręką by wszedł. Rzuciłam klucze na stolik i ruszyłam prosto na kanapę. Ściągnęłam z obolałych stóp moje botki i skrzyżowałam je w kostkach kładąc na stole. Zamknęłam oczy starając się zapomnieć o dzisiejszym wieczorze, wiedziałam jednak że Dan nie odpuści łatwo, jednak nie mogłam pozwolić mu, aby dyktował mi warunki. Wiedziałam no co go stać, jeśli dam sobą pomiatać on to wykorzysta, bez żadnych skrupułów.
- Co zamierzasz? – zapytał Harry wyrywając mnie z zamyślenia, siadając obok mnie.
- Ogarnąć się i iść do łóżka? – odpowiedziałam wzruszając ramionami, jednak dobrze wiedziałam, że nie o to pytał, grałam na czas odwlekając to wszystko, jednak teraz nie miałam w głowie żadnego sensownego wyjaśnienia.
- Rose… - jęknął loczek przewracając oczami – Dlaczego nie chcesz nic powiedzieć?
- Bo to nie twoja sprawa – odpowiedziałam szybko, nie chcąc drążyć tematu. Styles głośno westchnął rozwalając się na kanapie włączając telewizor. Pstrykał po kanałach jednak po chwili zirytowany obrócił się w moją stronę.
- Tak nie można! Przed chwilą ktoś cię pobił, ty zastrzeliłaś człowieka, a mój telefon się cały roztrzaskał na kawałki! – wybuchnął patrząc na mnie rozjuszony.
- No tak twój telefon to najważniejszy problem – mruknęłam nie poruszona w odpowiedzi.
- Rose! – ryknął – Ty słyszałaś co ja przed chwilą powiedziałem? – zapytał próbując zwrócić swoją osobą moją uwagę.
- Tak! Słyszałam, cała kamienica słyszała! – podniosłam głos zirytowana. Ja chciałam o tym po prostu zapomnieć, to nie tak że mnie to nie rusza, po prostu takiego czegoś rozpamiętywać nie mogłam, bo trafiłabym do psychitryka z poczucia winy. Wiem, że oni mnie zaatakowali to jednak byli ludzie i wiedziałam, że są pod przymusem Dana i mogli tylko wykonywać jego rozkazy. Styles jednak niczego mi nie ułatwiał. Policzyłam do dziesięciu aby się trochę uspokoić i zaczęłam drugi razu już spokojniej – Po pierwsze ja nikogo nie zastrzeliłam tylko postrzeliłam, jemu nic nie będzie, po drugie nikt mnie nie pobił tylko lekko Sam naruszył moją przestrzeń osobistą, a po trzecie przestań do cholery panikować.
- Sam? To ty go znasz? – zapytał Hazz uważnie mnie obserwując.
- Teraz idę kochany pod prysznic – mruknęłam wstając z kanapy i ignorując jego pytanie – Jeśli chcesz możesz już się zawinąć do siebie, płakać za tobą nie będę – mówiłam lecząc się w stronę łazienki.
- Zostanę, przecież ktoś musi cię pilnować – odpowiedział posyłając mnie szeroki uśmiech.
- Prędzej ja ciebie – burknęłam pod nosem do siebie.
- Słyszałem! – krzyknął gdy już byłam w progu łazienki.
Zamknęłam zamek za białymi drzwiami. Odetchnęłam głęboko i zaczęłam się rozbierać, bojąc się spojrzeć w lustro. Bałam się tego co załatwił mi dzisiejszej nocy Sam. Po omacku rozpięłam moje włosy które kurtyną opadły na moje ramiona. W końcu stojąc już w samej bieliźnie, przełknęłam ślinę i spojrzałam w swoje odbicie. To co zobaczyłam wzbudziło moje przerażenie. Cały mój brzuch był jednym wielkim fioletowym siniakiem. Na szyi widać było czerwone ślady po palcach, które jeszcze nie dawno mnie dusiły. Na nogach i ramionach znajdowały się liczne otarcia i małe rany których nabawiłam się leżąc, na betonie. W moich oczach znalazły się łzy, brzydziło mnie to co widziałam w lustrze. Brzydziłam się tym jaka jestem i co zrobiłam. Gdy spuściłam wzrok od razu zauważyłam leżącą na ziemi broń Sama. Podniosłam ją drżącymi dłońmi i zaczęłam się jej przyglądać. A co jeśli nacisnęłam bym ponownie spust tym razem celując w to co najbardziej mi teraz przeszkadzało, czyli kotłujące się w mojej głowie myśli…
- Mogę sobie zrobić coś do jedzenia?! – krzyk Harrego wyrwał mnie z otępienia. Popatrzyłam na broń zastanawiając się  co ja do cholery robię?
- Tak jasne! – odpowiedziałam lekko drżącym głosem. Z westchnięciem odkręciłam prysznic tak, aby zimna woda spłynęła najpierw. Broń owinęłam w ręcznik i wrzuciłam do szafki, obiecując sobie, że jutro rano się jej pozbędę.
W łazience zaczęło się robić gorąco przez buchającą parę. Zamrugałam kilka razy widząc jak obraz przede mną się rozmazuje. Stałam w samej bieliźnie, ale zrobiło mi się momentalnie gorąco, o wiele za gorąco. Przed oczami zamajaczyły mi mroczki, a ja pragnęłam się chwycić czegokolwiek co by, pomogło utrzymać mi równowagę. Nie jest dobrze – pomyślałam zanim całkowicie pochłonęła mnie, bezkresna ciemność.

Jęknęłam głośno przeciągając się, jasne światło wdzierało mi się do oczu. Jedyne do słyszałam to jakiś niezidentyfikowany szum. Starałam się ponieść moje ciężkie powieki, ale gdy tylko spróbowałam to zrobić ostry ból przeszedł moją głowę. Zwinęłam się w kulkę chwytając moją kującą z bólu część ciała i pod palcami poczułam coś lepkiego. Natychmiastowo otworzyłam oczy i odkryłam że leżę w kałuży swojej własnej krwi. Szum który ciągle brzmiał w moich uszach okazał się wodą z prysznica który ciągle były włączony. Podniosłam się z podłogi, kołysząc się na nogach. Musiałam znaleźć Harrego, z tą myślą podtrzymując się wszystkiego czego byłam wstanie, szłam do salonu. Zauważyłam telewizor włączony oraz Stylesa rozwalonego na kanapie.
- Harry – zawołałam cicho nie mając siły balansując na moich słabych nogach. Jednak ze strony loczka nie doczekałam się, żadnej odpowiedzi. Mroczki znowu zatańczyły mi przed oczami, wiedziałam jedno muszę usiąść, zanim znowu stracę przytomność. 
- Harry - ponownie jęknęłam żałośnie próbując zwrócić uwagę chłopaka. Styles jednak nawet się nie poruszył. Przełknęłam ślinę i zmusiłam się do ruchu, aby dojść to tej cholernej kanapy. Przesuwałam się powoli nie ufając swoim własnym kończynom, które zdradziecko chciały się pode mną ugiąć. 
- Styles! - podniosłam głos widząc, że chłopak po prostu zasnął. 
- Co? - mruknął zaspany podnosząc leniwie swoje powieki. Zmierzył mnie wzrokiem mrugając szybko przecierając oczy - Co ci się stało? - wyszeptał pytanie przerażony. 
- Pomóż mi - jęknęłam żałośnie osuwając się jak szmaciana lalka na kanapę nie mając siły już stać. 
- Musimy jechać do szpitala - mówił nagle ożywiony. 
- Nie - warknęłam stanowczo. 
- Czy ty widziałaś się w lustrze?! - zawołał pytająco Harry. 
- Jakoś nie miałam czasu zerknąć wiesz - mruknęłam sarkastycznie, ale domyślałam się, że jak się leży w kałuży krwi nie wygląda się zbyt atrakcyjnie jak się wstanie - Idź po apteczkę do kuchni, pierwsza szafka u góry - poinstruowałam go. Osłupiały chłopak powlókł się na wskazane przeze mnie  miejsce wracając po chwili z białym pudełkiem. 
- Co mam robić? - zapytał nieporadnie patrząc na mnie ze strachem w oczach. 
- Wiesz co to jest pierwsza pomoc? - zapytałam, jednak nie dostałam od Harrego żadnej odpowiedzi - Nie ważne - mruknęłam pod nosem zrezygnowana - Sprawdź jak duża jest rana na mojej głowie - poinstruowałam go pochylając się do przodu, aby dać mu do siebie lepszy dostęp. 
Chłopak pochylił się i zaczął oglądać głowę, delikatnie dotykając ją swoimi palcami, odsuwając powoli włosy stojące mu na drodze
- Ma około centymetra, chyba - mruknął po chwili. 
- Dasz radę ją opatrzyć? - zapytałam słabo. 
- Postaram się - odpowiedział niepewny. Styles sięgnął do apteczki wyciągając z niej gazę i przyłożył na ranę po czym bandażem zaczął owijać moją głowę. Siedziałam cicho nie komentując jego pracy, żeby go nie rozpraszać. 
- Gotowe - oznajmił po paru minutach wsuwając koniec bandażu  pod jego wcześniejsze warstwy. 
- Zabandażowałeś mi włosy na brodzie - mruknęłam niezadowolona czując je na mojej skórze pod opatrunkiem
- Wystarczyłoby zwykłe dziękuję - warknął zirytowany. Przewróciłam oczami głośno wdychając - Dziękuję. 
- Co powiedziałaś? - zapytał rozbawiony uśmiechając się kretyńsko. 
- I z czego się cieszysz? 
- Nie mogę uwierzyć, że jednak jest w tobie coś z człowieka - wyjaśnił ciągle pokazując swoje dołeczki w policzkach. 
- och zamknij się - jęknęłam nie mając siły na kłótnie z Harrym. Chłopak zaniósł apteczkę na swoje miejsce po czym jak wrócił rzucił we mnie swoją koszulą. 
- Ubieraj - wyjaśnił widząc moja zdezorientowaną minę. Popatrzyłam na niego krzywo, po czym zorientowałam się, że wciąż jestem w samej bieliźnie. Lekko się zarumieniłam zarzucając na swoje ramiona koszulę, pachnącą nim...
- A niech mnie czy to rumieniec panno O'Donnell? - zaśmiał się głośno. 
- Czyżby się podnieciłeś patrząc w moje cycki Styles? - odpowiedziałam pytaniem układając się sennie na kanapie. 
- Ty nigdy się nie poddasz prawda? 
- Ja zawsze walczę do końca - odpowiedziałam cicho starając się zignorować ból głowy zamknęłam oczy. 

  
Poranek okazał się znacznie gorszy niż myślałam, obudził mnie kujący ból głowy nie dający nawet myśleć. Jęknęłam cicho i otworzyłam powoli oczy. Jednak od razu tego pożałowałam, bo jasne światło zalało moje oczy na chwilę mnie oślepiając. Zmusiłam się do wstania z twardej kanapy, oczywiście prowizoryczny opatrunek Harrego zsunął mi się z głowy gdy spałam, to tyle jeśli chodzi o jego zdolności pielęgniarskie. Zerknęłam na zegarek była prawie 9. Powoli skierowałam się do kuchni szukając tabletek przeciw bólowych w szafce. Gdy tylko je znalazłam wzięłam od razu dwie pastylki i popiłam je wodą z kranu. Powlokłam się następnie do łazienki aby przemyć twarz z zaschłej krwi przez którą włosy poprzyklejały mi się do twarzy. Popatrzyłam na miejsce w którym wczoraj zemdlałam, krew była sprzątnięta. Spojrzałam do kosza na pranie i westchnęłam głośno - Typowe... - mruknęłam patrząc na ubrudzony z krwi ręcznik na samym wierzchu. Faceci zawsze są tacy przewidywalni. 
Opłukam moja twarz zimną wodą, chcąc pobudzić się trochę do myślenia. Niestety w tym momencie rozdzwonił się dzwonek do drzwi. Wytarłam twarz ręcznikiem i z utęsknieniem marząc o prysznicu powlokłam się do mojego gościa, który strasznie niecierpliwie dobijał się do moich drzwi. Otworzyłam zamek i spojrzałam mrużąc oczy na chłopaka. 
- Co tu robisz? - zapytałam ochrypłym głosem. 
- Jeszcze się pytasz? - odpowiedział pytaniem Louis pchając się do środka. Przepuściłam w progu bruneta i oparłam się czołem o zimną powierzchnię drzwi. 
- To nie najlepszy moment na odwiedziny - mruknęłam słabo. 
- Mogłabyś chociaż wytłumaczyć co się wczoraj stało? Ani ty, ani Harry nie odbieracie telefonu, wybiegłaś wściekła, a ja kazałem Harremu ciebie dogonić i słuch po was zaginął. - właśnie gdzie jest mój telefon? Zapytałam w myślach sama siebie.
- Jak widać żyję, dzięki za troskę - burknęłam pod nosem kierując się na kanapę. 
- Rose... - chwycił mnie Louis za nadgarstek zatrzymując w pół kroku i przysuwając się do mnie tak blisko że niemal stykaliśmy się nosami. 
- Kto przyszedł? - jęknął gdzieś za mną zaspany Harry, gdy ja zgubiłam się w niebieskiej fali spojrzenia bruneta. Louis odsunął się się ode mnie marszcząc brwi. 
- Co to ma być do cholery? - warknął nagle - Masz jego koszule? - pytał dalej robiąc krok w tył. Obróciłam się i spojrzałam na Harrego stojącego w samych bokserkach, a później na siebie w jego koszuli. 
- To nie tak jak myślisz Lou - mruknęłam widząc, że wszystko wygląda jednoznacznie. 
- Serio? - zaśmiał sarkastycznie - To chyba najgłupsza rzecz jaką mogłaś powiedzieć. 
- O co ci właściwie chodzi co?! - podniosłam głos zirytowana. 
- Naprawdę nie wiesz? - zapytał z niedowierzaniem. 
- Mówiłam ci przecież, że między nami jest tylko seks! Więc nie rozumiem o co jesteś zazdrosny! 
- Spaliście ze sobą? - zapytał wtrącając się Harry. 
- Zamknij się! - krzyknęliśmy jednocześnie na niego. 
- Masz rację nie ma sensu być zazdrosnym o taką osobę jak ty! - Ałć zabolało 
- To po jaką cholerę robisz jakieś chore sceny?! - wrzasnęłam wściekła, Louis już otwierał usta aby mi odpowiedzieć, ale przerwał mu dzwonek do drzwi. Zirytowana poszłam otworzyć moim kolejnym gościom. 
- Czego? - warknęłam nie patrząc nawet, kto raczył mnie odwiedzić. 
- Panna Rosemarie O'Donnell? - zapytał funkcjonariusz stojący na progu. Zmierzyłam wzrokiem dwóch facetów patrzących na mnie z ponurą miną. 
- Zgadza się - odpowiedziałam bardziej grzecznie. 
- Zostaje pani zatrzymana - poinformował mnie policjant wskazując koledze, aby zapiął mnie w kajdanki. 
- Że co kurwa? - zapytałam zszokowana 
- Jest pani oskarżona o zabójstwo pana Ethana Gate'a - po tym zdaniu wszystko stało się jasne... Dan.

__________________________________________________________ 

Słowo od którego chyba powinnam zacząć tą notkę to nie wątpliwie słowo PRZEPRASZAM. Zwaliłam na całej linii wiem rozdziału nie było od miesięcy. I szczerzę wątpię, że ktoś tu jeszcze to czyta, ale dodaję rozdział, bo w końcu udało mi się go skończyć. Macie prawo mnie zabić za to, że nie poinformowałam was o żadnej przerwie, ale prawda jest taka, że nie miałam serca dodać posta z informacją o zawieszeniu. Nie mam pojęcia co z tym blogiem będzie dalej, ale jeśli nie uda mi się napisać nowego rozdziału w ciągu miesiąca to po prostu go usunę. 
Dziękuję tutaj tym wszystkim, którzy czekali na ten rozdział mam nadzieję, że chociaż w odrobinie zrekompensuje on to, że tak długo mnie nie było. 

PS: Jeszcze w trakcie wakacji stworzyłam ZWIASTUN do tego opowiadania jeśli jesteście chętni to zapraszam do obejrzenia :)
Katy_BooBear

poniedziałek, 8 lipca 2013

Chapter 20



- To znaczy, że macie panie wiele wspólnego ze śmiercią swojej koleżanki – oznajmił zimnym spojrzeniem patrząc na mnie Harris. Przełknęłam ślinę, obawiając się że policjanci już wiedzą i teraz razem z Sereną będę musiała zapłacić za błędy, które kiedyś popełniłam.
- Do czego pan zmierza? - warknęłam zirytowana - Myślisz Harris, że my ją zabiłyśmy? - zapytałam patrząc mu wyzywająco w oczy.
- A zabiłyście? - odpowiedział pytaniem, już miałam na języku ciętą ripostę, ale Serena położyła mi delikatnie dłoń na ramieniu powstrzymując mnie. Walker odchrząknął znacząco zwracając tym samym na siebie uwagę.
- Proszę zignorować mojego kolegę, jest trochę zbyt nadgorliwy - odezwał się po chwili - Proszę mi powiedzieć, co panie pamiętają z tam tej nocy - dodał patrząc na nas wyczekująco.
- To było dość dawno - zaczęłam ostrożnie.
- Proszę pomyśleć, każdy szczegół jest ważny - zachęcał mnie do dialogu. Odetchnęłam głęboko, udając że się zastanawiam, lecz w głowie miałam już doskonale ułożoną historyjkę.
- Pamiętam, że z Sereną już dużo wcześniej zaplanowałyśmy naszą ucieczkę, aby nikt nas nie nakrył czekałyśmy do nocy, ale niestety Jess zauważyła nas podczas gdy schodziłyśmy po balkonie. - przerwałam patrząc na ich twarze które wyrażały tylko skupienie - Nie byłyśmy zbyt przyjaznych stosunkach, zagroziła nam że jeśli nie pozwolimy jej do siebie dołączyć, zacznie krzyczeć powiadamiając tym dyrektora. Wtedy nie widziałam innego wyjścia i się zgodziłam. Zaraz jednak jak opuściłyśmy teren domu dziecka rozdzieliłyśmy się.
- Dlaczego panna Webb, chciała uciec z ośrodka? - zapytał Walker.
- Nie mam pojęcia - wzruszyłam ramionami - Wiem tylko, że pokłóciła się ze swoją przyjaciółką Megan - oparłam się niedbale na kanapie krzyżując nogi.
- Megan? Nazwisko? - zapytał Harris. Obróciłam się do Sereny, chcąc dać jej znak żeby i ona się odezwała.
- Megan Stoner - mruknęła cicho blondynka. Komisarz od razu spojrzał w papiery, które trzymał w rękach i po chwili szepnął do Walkera - Ona nie żyje.
W środku natychmiast rozjaśnił się szeroki uśmiech, który starannie ukryłam. Wiedziałam dokładnie, że Meg nie żyje, zmarła ponad rok temu na raka, zacierając policjantom tym samym ślady.
- O co panna Webb się pokłóciła z panną Stoner? - zapytał po chwili komisarz.
- Niestety tego nie wiem - uśmiechnęłam się smutno do niego.
- Czy panna Webb miała jakiś wrogów?
- Nie byłyśmy z nią tak blisko, aby to wiedzieć - odezwała się blondynka.
- Czy panna Webb brała narkotyki, czy spotykała się z jakimś dziwnym towarzystwem? – znowu zapytał, a ja wzruszyłam ramionami.
- Naprawdę nie mogę panu pomóc – odpowiedziałam grzecznie. W tym momencie drzwi z mojej małej sypialni się otworzyły i wyszedł z nich jak gdyby nigdy nic Louis. Ubrany był tylko w swoje wczorajsze spodnie. Posłał nam swój szeroki uśmiech i skierował się do kuchni.
- Pani chłopak? – zapytał kpiąco Harris unosząc jedną brew do góry.
- Nie widzę związku ze sprawą, więc proszę nie wtrącać nosa w nie swoje sprawy pokazuje pan tylko, że brak panu kompetencji do tego typu pracy – odpowiedziałam sarkastycznie.
- W rzeczy samej – przytaknął wściekle Walker wstając – Jeśli przypomniały by sobie coś panie proszę zadzwonić – mówił wręczając mi do rąk wizytówkę.
- Do zobaczenia – pożegnali się.
- Odprowadzę panów – zaoferowała się Serena prowadząc ich do drzwi. Gdy tylko zniknęli mi z oczu głośno wypuściłam powietrze z płuc z ogromną ulgą, opadając na kanapę. Udało się, przynajmniej na chwilę zamydlić im oczy. Miałam tylko nadzieję, że Dan zajął się resztą. Zamknęłam oczy ciesząc się ciszą, ale po chwili usłyszałam bose stopy drepczące po podłodze i mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Herbaty? – seksowny głos zamruczał mi do ucha, lekko muskając je ustami.
- Chętnie – odpowiedziałam otwierając oczy i pierwsze co widząc, to piękny uśmiech Louisa przede mną. Brunet wręczył mi kubek z ciepłą, parującą cieczą prosto do rąk.
- Wy jesteście razem? – głos Sereny przywrócił mnie do rzeczywistości.
- Nie skąd – odpowiedziałam automatycznie.
- Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi – dodał Louis siadając obok mnie i oplatając mnie ramieniem. – Jak poszło? – zapytał wyjmując mi z dłoni kubek i pociągając z niego spory łyk.
- Hej to miało być moje – mruknęłam z oburzeniem.
- Jest kocie, po prostu nie chciało mi się robić dwóch herbat, więc pomyślałem, że się chętnie ze mną podzielisz – skończył szczerząc się zadowolony za co klepnęłam go ze śmiechem, żartobliwie w policzek.
- Zaraz – przerwała nasz śmiech Serena – To on wie? – zapytała z niedowierzaniem, patrząc na mnie z nadzieją, że zaprzeczę. Mój uśmiech momentalnie zastygł mi na ustach.
- Spoko ja nikomu nic nie powiem – zapewnił ją chłopak.
- Zamknij się – warknęłam z takim jadem, że nawet ja wzdrygnęłam się na ton jej głosu – To nie jest jakiś chory film Louis! To nasze życie, a ty sobie z niego żartujesz. – pokiwała głową z niedowierzaniem – Wiesz co Rose? Po tobie takiego czegoś się nie spodziewałam, teraz będziesz opowiadać pierwszemu lepszemu o wszystkim, który się z tobą prześpi? Może tak jak kiedyś pieprzyć się będziesz z Danem?! – po ostatnim zdaniu wszystko we mnie zawrzało. Nie wytrzymałam i wstałam wymierzając jej z liścia prosto w twarz. W jej oczach jak i w moich zalśniły łzy.
- Nie masz prawa tak mówić! Myślisz, że dlaczego przestał przychodzić do ciebie?! – krzyknęłam próbując zdusić w sobie płacz – Ja zgodziłam się pieprzyć z nim, aby ciebie zostawił cię w spokoju. Więc przestać być taką przeklętą egoistką, zawsze wszystko robiłam, dla ciebie, a ty nawet nie próbujesz zrozumieć, że komuś się zwierzyłam, bo nie mogę dusić w sobie wiecznie tego bólu. Ale tak dalej nazywaj mnie dziwką! – wytarłam łzy które spłynęły mi po policzkach i obróciłam się na pięcie idąc szybkim krokiem do drzwi.
- Rose… - usłyszałam tylko cichy jęk blondynki za sobą, ale nie potrafiłam obrócić się za siebie. Momentalnie cały mój dobry humor ulotnił się, a zamiast niego pojawił się tylko wściekłość. Zbiegłam szybko po schodach kamienicy i gdy otworzyłam drzwi wejściowe, momentalnie owiał mnie zimny wiatr i zapach deszczu. Nie zważałam jednak na mokre krople, spadające z nieba moczące mnie do suchej nitki. Szłam przed siebie, choć sama nie wiedziałam dokąd.
- Rose! – usłyszałam nawoływania za sobą, ale się nie odwróciłam. Nie miałam ochoty z nikim gadać, ale z drugiej strony bałam się że jeśli zostanę sama kolejna fala wspomnień do mnie przyjdzie, przynosząc tym samym coraz to większy ból.
- Rose ty kompletna idiotko – szarpnął mnie za ramię Louis zatrzymując mnie w pół kroku.
- Czego?! – warknęłam wyrywając się.
- Wiesz, że jesteś na boso? – zapytał a ja spojrzałam w dół dopiero teraz zauważyłam, że rzeczywiście jest tak jak powiedział. Poczułam jak przeszywające zimno owiewa mnie z każdej strony.
- Zimno – mruknęłam, a Louis ze śmiechem zdjął swoją kurtkę i zarzucił mi na ramiona.
- Trafne spostrzeżenie – zauważył rozbawiony chłopak i objął mnie w tali prowadząc gdzieś. Nagle lekko otrzeźwiałam i stanęłam jak wryta.
- Gdzie mnie idziemy? – zapytałam.
- Do samochodu – odpowiedział, jednak ja nadal się nie ruszyłam więc po chwili dodał - Rose pada nie możemy tu tak stać ludzie się na nas patrzą – po jego słowach rozejrzałam się i rzeczywiście parę ludzi posyłało w naszą stronę ciekawskie spojrzenia. Westchnęłam i zgodziłam się aby chłopak poprowadził mnie. Otworzył mi drzwi od strony pasażera, a ja niezdarnie wdrapałam się na swoje siedzenie, ciaśniej otulając się kurtką bruneta. Po chwili Louis usiadł obok mnie z komórką przy uchu.
- Nie oczywiście, że nie zapomniałem – zapewniał swojego rozmówcę odpalając auto – Paul to wszystko przez korki, już jadę – dodał po chwili. Posłałam mu pytające spojrzenie, a on przewrócił oczami, posyłając mi szeroki uśmiech.
- Nie jestem głuchy zaraz będę – skończył szybko naciskając czerwoną słuchawkę.
- O czym zapomniałeś? – zapytałam widząc, że docisnął mocno pedał gazu wymijając samochody przed nami.
- Już od razu zapomniałem, po prostu… - tłumaczył się.
- Louis, ja to nie Paul – przerwałam mu.
- No dobra wywiad mamy w radiu za… - tutaj spojrzał na zegarek na desce rozdzielczej – niecałe 10 minut – skończył przejeżdżając na czerwonym świetle.
- A co ze mną? – zapytałam widząc, że nawet nie pomyślał żeby mnie gdzieś odstawić.
- Cholera… - mruknął i chwilę się zastanowił aż znowu się odezwał – Powiemy że wpadłem na ciebie w drzwiach czy coś… - mimowolnie się roześmiałam.
- Widzisz znów się uśmiechasz – zauważył chcąc mnie pocałować w policzek, ale go odepchnęłam. Ale brunet mimo wszystko miał rację, przy nim potrafiłam zapomnieć o problemach i cieszyć się tym co jest tu i teraz. Jego zarażający uśmiech, któremu nie dało się oprzeć automatycznie poprawiał i mi humor.
Reszta jazdy minęła szybko, bo już po paru minutach byliśmy pod budynkiem radia. Wbiegliśmy szybko do środka i windą pojechaliśmy na górę. Ledwie wysiedliśmy zastawiając się gdzie powinniśmy iść pojawiła się przed nami Lou.
- Louis! – krzyknęła – jak ty wyglądasz? – mówiąc to zaciągnęła go do garderoby, gdzie Zayn przeglądał się lustrze poprawiając swoje włosy.
- Rose – przywitał się zaskoczony, zmierzył mnie wzrokiem i zmarszczył brwi – Gdzie masz buty? – zapytał. Louis popatrzył na mnie dając mi jakieś śmieszne znaki, żebym coś wymyśliła.
- Eee… wyrzuciłam – za jąkałam się – Były strasznie nie wygodne – zmarszczyłam nos krzywiąc się usiadłam na fotelu.
- No tak tego można było się spodziewać po tobie – zaśmiał się Zayn.
- Louis, co tak stoisz przebieraj się! – warknęła zirytowana Lou rzucając w niego ubraniami. Brunet zdjął koszulkę obracając się do nas tyłem, a Zayn głośno zagwizdał z podziwem.
- Nie no stary teraz rozumiem czemu się spóźniłeś – wybuchnął głośno śmiechem, podążyłam za jego wzrokiem i zauważyłam na plecach bruneta czerwone ślady po paznokciach, moich paznokciach. Szybko nerwowo poprawiłam swoje włosy, aby zakryć moje malinki na szyi.
- Louis powiedz kto to? – dopytywał się mulat.
- Zamknij się Zayn – warknął w odpowiedzi Tomlinson ubierając białą koszulkę.
- Rose kogo obstawiasz? – zawrócił się tym razem do mnie.
- Co obstawiacie? – do pokoju przyszedł Niall dopytując się.
- Kogo przeleciał Louis – wyjaśnił Zayn za co dostał w tył głowy od bruneta.
- Louis kogoś przeleciał? – wszedł zdziwiony Harry do garderoby – No gratuję już myślałem, że zostałeś impotentem – dodał na co wszyscy się zaśmialiśmy.
- Świetny żart Harry – mruknął sarkastycznie Louis.
- Do usług – ukłonił się.
- A twoja kocica chociaż doszła? – zapytałam unosząc wyzywająco jedną brew ku górze. Chłopcy od razu spojrzeli na Louisa wyczekująco co odpowie.
- Tak krzycząc głośno moje imię – uśmiechnął się i puścił mi oczko.
- Jesteś pewien, że nie udawała? – pytałam dalej na co chłopcy znowu się zaśmiali.
- Hej! – wrzasnął Liam który właśnie wszedł zwracając uwagę całego towarzystwa – Wywiad czeka.
- Tą rozmowę jeszcze dokończymy Louis – zaśmiał się Harry, ciągle dokuczając brunetowi.
- W końcu – westchnęła zmęczona stylistka chłopaków upadając na fotel obok mnie, gdy śmiechy chłopaków ucichły na korytarzu. – Ty z nim się przespałaś prawda? – zapytała nagle, a ja popatrzyłam na nią ze zdumieniem.
- Nie no co ty – zaprzeczyłam od razu – Skąd ten pomysł w ogóle do głowy ci przyszedł? – zaśmiałam się nerwowo.
- Rose ja nie jestem dzieckiem widzę, co się dzieje. Wasze spojrzenia, te przekomarzania, a no i malinki – uśmiechnęła odsłaniając moje włosy z szyi.
- Aż tak to widać? – zagryzłam nerwowo dolną wargę, gdy Paul się o tym dowiedział, nie byłoby różowo.
- Jeśli chodzi o chłopców to się nie martw oni za wolno kojarzą fakty – mrugnęła do mnie, wstając podeszła do walizki i po chwili wyjęła z niej czarne baleriny.
- Mam małe wrażenie, że ci się bardziej dzisiaj przydają – podała mi je ciepło się uśmiechając. Z wdzięcznością przyjęłam od Lou obuwie, a gdy je zakładałam moja komórka odezwała się. Spojrzałam na wyświetlacz i od razu mój uśmiech zszedł mi z twarzy.
- Coś nie tak? – zapytała blondynka, ale ja zaprzeczyłam kiwając głową.
- Muszę tylko odebrać – mruknęłam uśmiechając się sztucznie. Szybko wstałam z fotela i ruszyłam ku drzwiom.
- Czego chcesz? – warknęłam do słuchawki.
- Uprzejma jak zawsze – usłyszałam ironiczny głos Dana. Rozejrzałam się wokół korytarza patrząc czy nikt nie idzie, a by nie podsłuchał naszej rozmowy.
- Po co dzwonisz? – syknęłam zła.
- Spotkajmy się dzisiaj – oznajmił a ja prychnęłam.
- Nie ma mowy, nie mam zamiaru oglądać twojej parszywej mordy!
- To nie było pytanie – warknął chcąc mnie przestraszyć, ale nie dałam mu takiej satysfakcji.
- Nie obchodzi mnie to Dan jeśli masz mi coś do powiedzenia to powiedz to teraz, nie mam czasu na te twoje chore gierki, które do niczego nie prowadzą! – wykrzyczałam zirytowana w słuchawkę.
- Jeśli ty nie chcesz przyjść to ja zaaranżuję spotkanie – zagroził mi.
- Przestań mi wygrażać. Nie boję się ciebie słyszysz?!
- Zobaczymy – mruknął i się rozłączył.
- Popierdolony dupek! – wrzasnęłam ze złości na cały głos.
- Rose? – usłyszałam zdziwiony głos za sobą, obróciłam się i zobaczyłam Paula z krzywą miną.
- Co? – jęknęłam zażenowana.
- Wszystko okej? – zapytał studiując moją twarz zmartwiony.
- Oczywiście – warknęłam w odpowiedzi ucinając naszą rozmowę. Weszłam z powrotem do garderoby rzucając Lou ponure spojrzenie, co dobrze odebrała nie odzywając się ani słowem, widząc że nie mam ochoty na zwierzanie się. Usiadłam na fotelu i podciągnęłam nogi pod brodę. Moje myśli od razu pobiegły do Dana, co jeśli naprawdę spełni swoją groźbę? Mam wrażenie, że będzie chciał przypomnieć gdzie jest moje miejsce, niestety nie będzie to zrobione delikatnie. Widziałam już takie akcje jak pracowałam dla Dana, ale teraz to ja będę po drugiej stronie barykady.
Wesołe krzyki wyrwały mnie z otępienia, nawet nie zauważyłam, że już wywiad chłopaków się skończył.
- Impreza dzisiaj – krzyknął wesoło Harry, a Louis przybił mu piątkę. Nie wiedziałam za bardzo o co chodziło, ale nie obchodziło mnie to chciałam po prostu jechać do domu i nigdzie nie wychodzić. Położyć się w ciepłym łóżku i cieszyć się świętym spokojem, który tak rzadko pojawiał się w moim życiu.
- Rose ty dołączysz – oznajmij Paul
- Co? Gdzie? – zapytałam zdezorientowana.
- Pójdziesz jako osoba towarzysząca z Harrym – wyjaśnij, a ja spojrzałam na niego spod byka.
- Mam inne palny – mruknęłam zirytowana.
- To je zmień, dzisiaj idziesz na imprezę – wyjaśnił uradowany, a ja z grymasem spojrzałam na Harrego, którego cała radość uleciała jak tylko padły słowa Paula.

Chodziłam nerwowo w tę i z powrotem czekając na samochód chłopców, który miał się niebawem zjawić. Nie wiadomo z jakiego powodu miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Wciąż miałam w głowie złowieszcze słowa Dana, to chyba przez to, wszystko wydawało mi się takie podejrzane w cieniu nocy. Zauważyłam czarny bus podjeżdżając w moją stronę i odetchnęłam z ulgą, że to chłopcy. Przygładziłam swoją czarną spódnicę i ruszyłam do Cala, który otworzył drzwi samochodu. Ledwo weszłam usłyszałam gwizd podziwu jednego z chłopców. Miałam na sobie krótki jeansowy top i spódniczkę z wysokim stanem, a ten komplet odsłaniał sporą część mojego brzucha. Na nogach miałam botki z ćwiekami na wysokim obcasie, włosy spięłam w ciasnego koka, a makijaż składał się z kresek na powiekach, wytuszowanych rzęs i mocno czerwonej szmince. Nie mając innego wyjścia usiadłam obok Harrego, który nawet nie zaszczycił mnie swoim spojrzeniem. Nie miałam zamiaru przez cały wieczór znosić jego fochów, po prostu miałam ochotę się napić i dobrze się bawić. Jazda mijała dość spokojnie podczas przekomarzania chłopców z tyłu.
- Hej gołąbeczki trochę uśmiechu – zawołał Niall pochylając się do przodu widząc nasz tęgie miny.
- Bardzo chętnie jak tylko Rose zniknie mi z oczu – burknął pod nosem Harry, irytując mnie swoim zachowaniem, gdyż jeszcze nawet słowem się nie odezwałam.
- Co ci znowu popieprzony królewiczu nie pasuje? Wiecznie masz jakieś problemy! – wybuchałam, a w samochodzie wszystkie rozmowy ucichły.
- Przynajmniej nie muszę wyglądać jak dziwka, żeby ktoś mnie zauważył – zaripostował od razu. Po tych słowach zmierzyłam go wzrokiem i prychnęłam. Nie mogłam znosić ciągłych obelg rzucanych w moją stronę.
- Ciebie to nawet dziwka nie chciałaby przelecieć z takim wyglądem – warknęłam głosem ociekającym sarkazmem.
- Czy wy zawsze musicie się kłócić? – zapytał Liam załamanym głosem.
- To ona zaczęła – wskazał na mnie palcem, a ja zachłystnęłam się powietrzem z oburzenia. Cała wściekłość z dzisiejszego dnia osiągnęła swój kulminacyjny punkt, miałam już wszystkiego serdecznie dość.
- Ja zaczęłam?! Ja ledwo zeszłam to ty zacząłeś jakieś fochy na poziomie podstawówki odstawiać.
- Ja przynajmniej podstawówkę skończyłem – odpyskował od razu.
- Jesteś pewien, bo może twoja matka zapłaciła komuś, bo z takim ilorazem inteligenci upośledzonego dziecka, wątpię czy by ci się to udało. – mówiłam wszystko co mi ślina na język przyniesie, nikt nawet w busie nie miał na tyle odwagi, aby się teraz odezwać.
- Moja matka przynajmniej się mną interesuje – powiedział ze swoim kpiącym uśmiechem, akurat gdy samochód się zatrzymał oznaczając, że jesteśmy na miejscu.
- Długo nad tym myślałeś chyba zapomniałeś, że moi rodzice nie żyją.
- Gdyby ja miał taką córkę jak oni też popełniłbym samobójstwo – wysyczał przez zęby, co zabolało. Bez wątpienia był to cios poniżej pasa w moich oczach zalśniły łzy. Harry nawet nie zdawał sobie sprawy z tego co powiedział. Sama długo nie potrafiłam się pogodzić ze śmiercią swoich rodziców, obwiniając samą siebie, ale to co chłopak powiedział tylko odkryło to co kiedyś zakopałam.
Gdy tylko Cal otworzył drzwi busa wyszłam, nie oglądając się za siebie.
- Rose zaczekaj! –  usłyszałam za sobą nawoływania Louisa.
- Lou zostaw mnie, chcę być sama! – krzyknęłam przez pół parkingu – A i Styles! – zwróciłam się bezpośrednio do Harrego – Możesz być z siebie dumny jednak udało ci się mnie złamać – dodałam wycierając łzę z policzka i ruszyłam w stronę cienia budynków, aby się ukryć. Łzy które zamajaczyły w moich oczach rozmazały mi obraz. Słyszałam gwar klubu i osób chcących się dostać do środka, lecz jak chciałam, aby w końcu nastała cisza. Szłam wzdłuż chodnika, aż rozmowy nie ucichły. Zauważyłam zakapturzoną postać przede mną idącą szybkim krokiem w moją stronę. Latarnia nade mną zamigotała złowieszczo. Ogarnęło mnie złe przeczucie, rozejrzałam się ale wokół nikogo nie było. Skręciłam w zaułek między dwoma budynkami, co jednak nie było dobrym pomysłem, bo wystawiłam się jak na tacy. Na końcu zaułka był tylko płot, a w moich butach wspinaczka po nim była niemożliwa.
- Gdzie się wybierasz lalka? – usłyszałam za sobą ochrypły głos.
- Nie twój interes niedorobie – warknęłam w odpowiedzi co go rozzłościło.
- Niegrzeczna z ciebie dziewczynka – mruknął podchodząc bliżej, automatycznie cofnęłam się o krok, przez co mój prześladowca się zaśmiał. Nie miałam jednak czasu czekać, aż mnie zaatakuje, bo wtedy nie miałam szans. Zaczęłam się rozglądać za czymś co mogłoby posłużyć mi za broń, ale w tych ciemnościach nic nie widziałam. Kurwa mać - przeklęłam w myślach. Nie dobrze Rose, bardzo nie dobrze. Nie pozostało mi nic innego jak zaskoczenie, przyjęłam gardę i przywaliłam mu prosto w nos idealnie wyprowadzając cios z prawej ręki.
- Ty suko – warkną uderzając mnie w brzuch, przez co się skuliłam. Mężczyzna chwycił mnie za nadgarstki, unieruchamiając mi ręce. Ignorując ból uderzyłam do kolanem prosto w jego krocze. Poczułam jednak czyjeś silne ręce zaciskające się na mojej szyi. Zanim zdążyłam zareagować mój napastnik rzucił mną o ścianę, przez co uderzyłam w nią mocno głową zjeżdżając po niej, niczym szmaciana lalka. Przed oczami pojawiły mi się mroczki, ale mój oprawca nie marnował czasu. Ścisnął dłonią moją szyję podnosząc mnie do góry, dusząc mnie przy tym. Moje nogi unieruchomił swoimi, tak aby ruszyć się nie mogła. Z przerażeniem zaczęłam dłońmi drapać w jego coraz bardziej zaciskającą się na mojej szyi. Dusiłam się, a w moich płucach coraz bardziej doskwierał mi brak tlenu.
- Witaj ponownie Rose – uśmiechnął się mężczyzna zdejmując swój kaptur i luzując ucisk.
- Sam – mruknęłam cicho przez brak oddechu, gdy rozpoznałam mężczyznę z którym kiedyś miałam wiele wspólnego.
- Dan pragnie się z tobą widzieć…  
_________________________________________________ 
Witam ponownie rozdział 20 trochę dłuższy no, ale w końcu okrągła liczba, sam rozdział nie podoba mi się w ogóle, ale mam nadzieję że przynajmniej wam przypadnie do gustu. 
Pewnie jak zauważyliście jest nowy wygląd bloga podoba się? Szablon jest robotą @inesistentee której bardzo dziękuje ;D 
Podziękowania także bez wątpienia należą się także dla Cichusiaaa® która bardzo podniosła mnie na duchu swoim komentarzem. Naprawdę dzięki niej uwierzyłam choć trochę, że to co tworzę jednak może się komuś podobać ;) 
Jeśli chodzi o zawieszenie to jeszcze nie wiem co z tym fantem zrobię, na razie walczę z tym dla was, aby pisać i się nie poddawać, zobaczymy co z tego wyjdzie ;D 
Proszę bardzo was o komantarze 
25 KOMENTARZY = NOWY ROZDZIAŁ   
Katy_BooBear