Obserwatorzy

Ile was tu było :P

Translate

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Tłumaczenie

Chciałabym Wam gorąco polecić tłumaczenie mojej znajomej pt. "Psychotic". Z pewnością jeśli lubicie czytać fanfiction z którymś z członków One Direction, na pewno Wam się spodoba. Całe opowiadanie ma oryginalną, mroczną fabułę z którą nie spotkałam się jeszcze nigdzie indziej. Miło by było gdybyście tam zajrzeli :)

Zapraszam do obejrzenia zwiastuna

Oraz na sam blog http://psychotic-tlumaczenie.blogspot.com/

niedziela, 8 grudnia 2013

Chapter 21

*Poprzednio*
Moje nogi unieruchomił swoimi, tak aby ruszyć się nie mogła. Z przerażeniem zaczęłam dłońmi drapać w jego coraz bardziej zaciskającą się na mojej szyi. Dusiłam się, a w moich płucach coraz bardziej doskwierał mi brak tlenu.
- Witaj ponownie Rose – uśmiechnął się mężczyzna zdejmując swój kaptur i luzując ucisk.
- Sam – mruknęłam cicho przez brak oddechu, gdy rozpoznałam mężczyznę z którym kiedyś miałam wiele wspólnego.
- Dan pragnie się z tobą widzieć… 
- Prędzej zdechnę, niżeli tam pójdę - wysyczałam przez zęby z ledwością, przez ciągle zaciskającą się dłoń na moim karku.
- Nie kuś mnie Rose - wymruczał groźnie Sam - Wiesz, że do tego jestem zdolny...
- To na co czekasz? - sprowokowałam go patrząc na niego z całą nienawiścią jaka siedziała we mnie. Wiedziałam, że ten krok nie był może do końca dobrze przemyślany i mógł dla mnie się źle skończyć, lecz nie byłabym sobą gdybym mu się nie postawiła. Twarz mojego oprawcy rozjaśniła się w złowrogim uśmiechu. Nagle poczułam silne uderzenie w brzuch, że aż straciłam oddech. Sam puścił mnie, a ja udałam na zimny beton dusząc się.
- Zostaw ją! - w moich uszach zabrzmiał głośny męski głos. Podniosłam oczy i zobaczyłam Harrego, patrzącego na to wszystko z gniewem.
- Panienko proszę cię nie wtrącaj się do nie swoich spraw! - warknął Sam wściekły. Korzystając z jego nie uwagi próbowałam się podnieść, ale on kopnął mnie tak że moje ciało znowu osunęło się na ziemię.
- Dzwonię na policję! - zagroził Harry wyciągając telefon, a Sam zaśmiał się głośno.
- Harry uciekaj! - powiedziałam na tyle głośno na ile było mnie stać.
- Skorzystaj z tej rady chłopcze - ostrzegł go mężczyzna, ale jak zwykle Styles robić coś zupełnie odwrotnego co mówiłam. Zaczął wystukiwać palcem coś na swoim ekranie. - Ethan zajmij się nim! - warknął do faceta który stał w cieniu wszystko obserwując. Wiedziałam, że mam nie wiele czasu. Musiałam jakoś zadziałać zanim będzie za późno. Kątem oka obserwowałam Harrego, do którego podszedł Ethan wytrącając telefon z dłoni, który rozsypał się na części po betonie.
Zebrałam wszystkie swoje siły jakie jeszcze we mnie były i podcięłam nogi Sama. Chłopak zaskoczony upadł na kolana, ręką wymacałam metalową rurę, którą już wcześniej dostrzegłam. Wstałam chwiejąc się lekko na nogach i przywaliłam nią w głowę Sama. Brunet od razu padł twarzą do ziemi, nie przytomny. Spojrzałam na Harrego który właśnie dostał porządnie w twarz, przez co zatoczył się do tyłu wpadając na ścianę. Ethan podszedł do niego bez żadnego szczególnego urazu i zaczął okładać pięściami chłopaka gdzie popadnie. Nie tracąc czasu podeszłam do nieprzytomnego Sama i odsunęłam jego kurtę, dostrzegając to co szukałam. Pochwyciłam ciężki rewolwer do rąk i wycelowałam w Ethana.
- Zostaw go! – wrzasnęłam na całe gardło, aby zwrócić jego uwagę.
Mężczyzna odwrócił głowę w moją stronę i momentalnie puścił poły kurtki loczka.
- Harry odsuń się! – warknęłam ciągle trzymając na muszce mężczyznę. Styles posłusznie trzymając się za brzuch odszedł kawałek.
- Dziewczynko odłóż to wiemy oboje, że i tak nie strzelisz – mówił uspokajająco podchodząc do mnie.
- Oh naprawdę? – zapytałam ponosząc jedną brew do góry, odbezpieczając rewolwer, Ethan momentalnie stanął. 
- Okej, rozumiem potrafisz, ale od rzuć – mówił powoli sięgając za pas.
- Ręce! – wrzasnęłam, widząc że sięga po swoją broń. Chłopak podniósł ręce do góry, posłusznie jak kazałam.
- Wiesz, że Dan cię kurwa załatwi prawda? – uśmiechnął się szyderczo do mnie.
- Jak na razie to pozdrów go po prostu od Rose – odpowiedziałam zmieniając cel, nacisnęłam spust, celując w nogę Ethana. Gdy kula dosięgła tylko celu mężczyzna zaklął na cały głos, upadając na ziemię. Nie czekając na nic więcej ruszyłam w stronę zszokowanego Harrego i pociągnęłam go za ramię. Ignorując faceta zwijającego się z bólu na chodniku. 
Broń wsunęłam za pończochę, pod spódnicą. Skrzywiłam się lekko gdy poczułam gorący metal od wystrzału na moim udzie. Szłam szybko w stronę swojego mieszkania z Harrym drepczącym mi po piętach. Chowałam się w cieniu budynków rozglądając się co chwilę, czy ktoś mnie nie śledzi. Cała adrenalina zaczęła schodzić z mojego ciała, co przypomniało mi o bólu. Zwolniłam nieco przez zawroty głowy które zaczęły mnie atakować. Oparłam się ręką o jakiś budynek starając złapać równowagę.
- W porządku? – zapytał zaniepokojony Harry przytrzymując moje ramię. Zacisnęłam zęby i pokiwałam głową. Ruszyłam tym razem przy podporze loczka.
- Kto to był? – wyszeptał pytanie po chwili chłopak. Zapadła cisza, bo nie wiedziałam co odpowiedzieć, nie mogłam powiedzieć mu prawdy wystarczy, że Louis wiedział za dużo.
- Zapomnij o tym – burknęłam tylko, krótko.
- Jak mam o tym zapomnieć, ty ledwo idziesz na nogach, powinniśmy iść do szpitala…
- Nic mi nie jest – przerwałam mu – Już prawie jesteśmy na miejscu – dodałam widząc, że wchodzimy na dobrze znaną mi ulicę. Po raz ostatni rozejrzałam się wokół siebie gdy przechodziłam przez drzwi kamienicy. Ulica była jednak pusta, ani jednej żywej duszy.
Weszłam pospiesznie, na ile było to w moim stanie możliwe, na swoje piętro. Otworzyłam drzwi zapasowym kluczem, który miałam pod wycieraczką, gdyż swoją torebkę gdzieś zapodziałam.
- Kiepska kryjówka – mruknął pod nosem loczek, co zignorowałam nie mając już siły z nim się spierać. Weszłam do środka, zapraszając Harrego ręką by wszedł. Rzuciłam klucze na stolik i ruszyłam prosto na kanapę. Ściągnęłam z obolałych stóp moje botki i skrzyżowałam je w kostkach kładąc na stole. Zamknęłam oczy starając się zapomnieć o dzisiejszym wieczorze, wiedziałam jednak że Dan nie odpuści łatwo, jednak nie mogłam pozwolić mu, aby dyktował mi warunki. Wiedziałam no co go stać, jeśli dam sobą pomiatać on to wykorzysta, bez żadnych skrupułów.
- Co zamierzasz? – zapytał Harry wyrywając mnie z zamyślenia, siadając obok mnie.
- Ogarnąć się i iść do łóżka? – odpowiedziałam wzruszając ramionami, jednak dobrze wiedziałam, że nie o to pytał, grałam na czas odwlekając to wszystko, jednak teraz nie miałam w głowie żadnego sensownego wyjaśnienia.
- Rose… - jęknął loczek przewracając oczami – Dlaczego nie chcesz nic powiedzieć?
- Bo to nie twoja sprawa – odpowiedziałam szybko, nie chcąc drążyć tematu. Styles głośno westchnął rozwalając się na kanapie włączając telewizor. Pstrykał po kanałach jednak po chwili zirytowany obrócił się w moją stronę.
- Tak nie można! Przed chwilą ktoś cię pobił, ty zastrzeliłaś człowieka, a mój telefon się cały roztrzaskał na kawałki! – wybuchnął patrząc na mnie rozjuszony.
- No tak twój telefon to najważniejszy problem – mruknęłam nie poruszona w odpowiedzi.
- Rose! – ryknął – Ty słyszałaś co ja przed chwilą powiedziałem? – zapytał próbując zwrócić swoją osobą moją uwagę.
- Tak! Słyszałam, cała kamienica słyszała! – podniosłam głos zirytowana. Ja chciałam o tym po prostu zapomnieć, to nie tak że mnie to nie rusza, po prostu takiego czegoś rozpamiętywać nie mogłam, bo trafiłabym do psychitryka z poczucia winy. Wiem, że oni mnie zaatakowali to jednak byli ludzie i wiedziałam, że są pod przymusem Dana i mogli tylko wykonywać jego rozkazy. Styles jednak niczego mi nie ułatwiał. Policzyłam do dziesięciu aby się trochę uspokoić i zaczęłam drugi razu już spokojniej – Po pierwsze ja nikogo nie zastrzeliłam tylko postrzeliłam, jemu nic nie będzie, po drugie nikt mnie nie pobił tylko lekko Sam naruszył moją przestrzeń osobistą, a po trzecie przestań do cholery panikować.
- Sam? To ty go znasz? – zapytał Hazz uważnie mnie obserwując.
- Teraz idę kochany pod prysznic – mruknęłam wstając z kanapy i ignorując jego pytanie – Jeśli chcesz możesz już się zawinąć do siebie, płakać za tobą nie będę – mówiłam lecząc się w stronę łazienki.
- Zostanę, przecież ktoś musi cię pilnować – odpowiedział posyłając mnie szeroki uśmiech.
- Prędzej ja ciebie – burknęłam pod nosem do siebie.
- Słyszałem! – krzyknął gdy już byłam w progu łazienki.
Zamknęłam zamek za białymi drzwiami. Odetchnęłam głęboko i zaczęłam się rozbierać, bojąc się spojrzeć w lustro. Bałam się tego co załatwił mi dzisiejszej nocy Sam. Po omacku rozpięłam moje włosy które kurtyną opadły na moje ramiona. W końcu stojąc już w samej bieliźnie, przełknęłam ślinę i spojrzałam w swoje odbicie. To co zobaczyłam wzbudziło moje przerażenie. Cały mój brzuch był jednym wielkim fioletowym siniakiem. Na szyi widać było czerwone ślady po palcach, które jeszcze nie dawno mnie dusiły. Na nogach i ramionach znajdowały się liczne otarcia i małe rany których nabawiłam się leżąc, na betonie. W moich oczach znalazły się łzy, brzydziło mnie to co widziałam w lustrze. Brzydziłam się tym jaka jestem i co zrobiłam. Gdy spuściłam wzrok od razu zauważyłam leżącą na ziemi broń Sama. Podniosłam ją drżącymi dłońmi i zaczęłam się jej przyglądać. A co jeśli nacisnęłam bym ponownie spust tym razem celując w to co najbardziej mi teraz przeszkadzało, czyli kotłujące się w mojej głowie myśli…
- Mogę sobie zrobić coś do jedzenia?! – krzyk Harrego wyrwał mnie z otępienia. Popatrzyłam na broń zastanawiając się  co ja do cholery robię?
- Tak jasne! – odpowiedziałam lekko drżącym głosem. Z westchnięciem odkręciłam prysznic tak, aby zimna woda spłynęła najpierw. Broń owinęłam w ręcznik i wrzuciłam do szafki, obiecując sobie, że jutro rano się jej pozbędę.
W łazience zaczęło się robić gorąco przez buchającą parę. Zamrugałam kilka razy widząc jak obraz przede mną się rozmazuje. Stałam w samej bieliźnie, ale zrobiło mi się momentalnie gorąco, o wiele za gorąco. Przed oczami zamajaczyły mi mroczki, a ja pragnęłam się chwycić czegokolwiek co by, pomogło utrzymać mi równowagę. Nie jest dobrze – pomyślałam zanim całkowicie pochłonęła mnie, bezkresna ciemność.

Jęknęłam głośno przeciągając się, jasne światło wdzierało mi się do oczu. Jedyne do słyszałam to jakiś niezidentyfikowany szum. Starałam się ponieść moje ciężkie powieki, ale gdy tylko spróbowałam to zrobić ostry ból przeszedł moją głowę. Zwinęłam się w kulkę chwytając moją kującą z bólu część ciała i pod palcami poczułam coś lepkiego. Natychmiastowo otworzyłam oczy i odkryłam że leżę w kałuży swojej własnej krwi. Szum który ciągle brzmiał w moich uszach okazał się wodą z prysznica który ciągle były włączony. Podniosłam się z podłogi, kołysząc się na nogach. Musiałam znaleźć Harrego, z tą myślą podtrzymując się wszystkiego czego byłam wstanie, szłam do salonu. Zauważyłam telewizor włączony oraz Stylesa rozwalonego na kanapie.
- Harry – zawołałam cicho nie mając siły balansując na moich słabych nogach. Jednak ze strony loczka nie doczekałam się, żadnej odpowiedzi. Mroczki znowu zatańczyły mi przed oczami, wiedziałam jedno muszę usiąść, zanim znowu stracę przytomność. 
- Harry - ponownie jęknęłam żałośnie próbując zwrócić uwagę chłopaka. Styles jednak nawet się nie poruszył. Przełknęłam ślinę i zmusiłam się do ruchu, aby dojść to tej cholernej kanapy. Przesuwałam się powoli nie ufając swoim własnym kończynom, które zdradziecko chciały się pode mną ugiąć. 
- Styles! - podniosłam głos widząc, że chłopak po prostu zasnął. 
- Co? - mruknął zaspany podnosząc leniwie swoje powieki. Zmierzył mnie wzrokiem mrugając szybko przecierając oczy - Co ci się stało? - wyszeptał pytanie przerażony. 
- Pomóż mi - jęknęłam żałośnie osuwając się jak szmaciana lalka na kanapę nie mając siły już stać. 
- Musimy jechać do szpitala - mówił nagle ożywiony. 
- Nie - warknęłam stanowczo. 
- Czy ty widziałaś się w lustrze?! - zawołał pytająco Harry. 
- Jakoś nie miałam czasu zerknąć wiesz - mruknęłam sarkastycznie, ale domyślałam się, że jak się leży w kałuży krwi nie wygląda się zbyt atrakcyjnie jak się wstanie - Idź po apteczkę do kuchni, pierwsza szafka u góry - poinstruowałam go. Osłupiały chłopak powlókł się na wskazane przeze mnie  miejsce wracając po chwili z białym pudełkiem. 
- Co mam robić? - zapytał nieporadnie patrząc na mnie ze strachem w oczach. 
- Wiesz co to jest pierwsza pomoc? - zapytałam, jednak nie dostałam od Harrego żadnej odpowiedzi - Nie ważne - mruknęłam pod nosem zrezygnowana - Sprawdź jak duża jest rana na mojej głowie - poinstruowałam go pochylając się do przodu, aby dać mu do siebie lepszy dostęp. 
Chłopak pochylił się i zaczął oglądać głowę, delikatnie dotykając ją swoimi palcami, odsuwając powoli włosy stojące mu na drodze
- Ma około centymetra, chyba - mruknął po chwili. 
- Dasz radę ją opatrzyć? - zapytałam słabo. 
- Postaram się - odpowiedział niepewny. Styles sięgnął do apteczki wyciągając z niej gazę i przyłożył na ranę po czym bandażem zaczął owijać moją głowę. Siedziałam cicho nie komentując jego pracy, żeby go nie rozpraszać. 
- Gotowe - oznajmił po paru minutach wsuwając koniec bandażu  pod jego wcześniejsze warstwy. 
- Zabandażowałeś mi włosy na brodzie - mruknęłam niezadowolona czując je na mojej skórze pod opatrunkiem
- Wystarczyłoby zwykłe dziękuję - warknął zirytowany. Przewróciłam oczami głośno wdychając - Dziękuję. 
- Co powiedziałaś? - zapytał rozbawiony uśmiechając się kretyńsko. 
- I z czego się cieszysz? 
- Nie mogę uwierzyć, że jednak jest w tobie coś z człowieka - wyjaśnił ciągle pokazując swoje dołeczki w policzkach. 
- och zamknij się - jęknęłam nie mając siły na kłótnie z Harrym. Chłopak zaniósł apteczkę na swoje miejsce po czym jak wrócił rzucił we mnie swoją koszulą. 
- Ubieraj - wyjaśnił widząc moja zdezorientowaną minę. Popatrzyłam na niego krzywo, po czym zorientowałam się, że wciąż jestem w samej bieliźnie. Lekko się zarumieniłam zarzucając na swoje ramiona koszulę, pachnącą nim...
- A niech mnie czy to rumieniec panno O'Donnell? - zaśmiał się głośno. 
- Czyżby się podnieciłeś patrząc w moje cycki Styles? - odpowiedziałam pytaniem układając się sennie na kanapie. 
- Ty nigdy się nie poddasz prawda? 
- Ja zawsze walczę do końca - odpowiedziałam cicho starając się zignorować ból głowy zamknęłam oczy. 

  
Poranek okazał się znacznie gorszy niż myślałam, obudził mnie kujący ból głowy nie dający nawet myśleć. Jęknęłam cicho i otworzyłam powoli oczy. Jednak od razu tego pożałowałam, bo jasne światło zalało moje oczy na chwilę mnie oślepiając. Zmusiłam się do wstania z twardej kanapy, oczywiście prowizoryczny opatrunek Harrego zsunął mi się z głowy gdy spałam, to tyle jeśli chodzi o jego zdolności pielęgniarskie. Zerknęłam na zegarek była prawie 9. Powoli skierowałam się do kuchni szukając tabletek przeciw bólowych w szafce. Gdy tylko je znalazłam wzięłam od razu dwie pastylki i popiłam je wodą z kranu. Powlokłam się następnie do łazienki aby przemyć twarz z zaschłej krwi przez którą włosy poprzyklejały mi się do twarzy. Popatrzyłam na miejsce w którym wczoraj zemdlałam, krew była sprzątnięta. Spojrzałam do kosza na pranie i westchnęłam głośno - Typowe... - mruknęłam patrząc na ubrudzony z krwi ręcznik na samym wierzchu. Faceci zawsze są tacy przewidywalni. 
Opłukam moja twarz zimną wodą, chcąc pobudzić się trochę do myślenia. Niestety w tym momencie rozdzwonił się dzwonek do drzwi. Wytarłam twarz ręcznikiem i z utęsknieniem marząc o prysznicu powlokłam się do mojego gościa, który strasznie niecierpliwie dobijał się do moich drzwi. Otworzyłam zamek i spojrzałam mrużąc oczy na chłopaka. 
- Co tu robisz? - zapytałam ochrypłym głosem. 
- Jeszcze się pytasz? - odpowiedział pytaniem Louis pchając się do środka. Przepuściłam w progu bruneta i oparłam się czołem o zimną powierzchnię drzwi. 
- To nie najlepszy moment na odwiedziny - mruknęłam słabo. 
- Mogłabyś chociaż wytłumaczyć co się wczoraj stało? Ani ty, ani Harry nie odbieracie telefonu, wybiegłaś wściekła, a ja kazałem Harremu ciebie dogonić i słuch po was zaginął. - właśnie gdzie jest mój telefon? Zapytałam w myślach sama siebie.
- Jak widać żyję, dzięki za troskę - burknęłam pod nosem kierując się na kanapę. 
- Rose... - chwycił mnie Louis za nadgarstek zatrzymując w pół kroku i przysuwając się do mnie tak blisko że niemal stykaliśmy się nosami. 
- Kto przyszedł? - jęknął gdzieś za mną zaspany Harry, gdy ja zgubiłam się w niebieskiej fali spojrzenia bruneta. Louis odsunął się się ode mnie marszcząc brwi. 
- Co to ma być do cholery? - warknął nagle - Masz jego koszule? - pytał dalej robiąc krok w tył. Obróciłam się i spojrzałam na Harrego stojącego w samych bokserkach, a później na siebie w jego koszuli. 
- To nie tak jak myślisz Lou - mruknęłam widząc, że wszystko wygląda jednoznacznie. 
- Serio? - zaśmiał sarkastycznie - To chyba najgłupsza rzecz jaką mogłaś powiedzieć. 
- O co ci właściwie chodzi co?! - podniosłam głos zirytowana. 
- Naprawdę nie wiesz? - zapytał z niedowierzaniem. 
- Mówiłam ci przecież, że między nami jest tylko seks! Więc nie rozumiem o co jesteś zazdrosny! 
- Spaliście ze sobą? - zapytał wtrącając się Harry. 
- Zamknij się! - krzyknęliśmy jednocześnie na niego. 
- Masz rację nie ma sensu być zazdrosnym o taką osobę jak ty! - Ałć zabolało 
- To po jaką cholerę robisz jakieś chore sceny?! - wrzasnęłam wściekła, Louis już otwierał usta aby mi odpowiedzieć, ale przerwał mu dzwonek do drzwi. Zirytowana poszłam otworzyć moim kolejnym gościom. 
- Czego? - warknęłam nie patrząc nawet, kto raczył mnie odwiedzić. 
- Panna Rosemarie O'Donnell? - zapytał funkcjonariusz stojący na progu. Zmierzyłam wzrokiem dwóch facetów patrzących na mnie z ponurą miną. 
- Zgadza się - odpowiedziałam bardziej grzecznie. 
- Zostaje pani zatrzymana - poinformował mnie policjant wskazując koledze, aby zapiął mnie w kajdanki. 
- Że co kurwa? - zapytałam zszokowana 
- Jest pani oskarżona o zabójstwo pana Ethana Gate'a - po tym zdaniu wszystko stało się jasne... Dan.

__________________________________________________________ 

Słowo od którego chyba powinnam zacząć tą notkę to nie wątpliwie słowo PRZEPRASZAM. Zwaliłam na całej linii wiem rozdziału nie było od miesięcy. I szczerzę wątpię, że ktoś tu jeszcze to czyta, ale dodaję rozdział, bo w końcu udało mi się go skończyć. Macie prawo mnie zabić za to, że nie poinformowałam was o żadnej przerwie, ale prawda jest taka, że nie miałam serca dodać posta z informacją o zawieszeniu. Nie mam pojęcia co z tym blogiem będzie dalej, ale jeśli nie uda mi się napisać nowego rozdziału w ciągu miesiąca to po prostu go usunę. 
Dziękuję tutaj tym wszystkim, którzy czekali na ten rozdział mam nadzieję, że chociaż w odrobinie zrekompensuje on to, że tak długo mnie nie było. 

PS: Jeszcze w trakcie wakacji stworzyłam ZWIASTUN do tego opowiadania jeśli jesteście chętni to zapraszam do obejrzenia :)
Katy_BooBear