- I co teraz ? – zapytałam
bezradnie siadając w poczekalni lotniska.
- A czemu mnie pytasz ? Ja
nie mam pojęcia – wzruszył ramionami i usiadł obok mnie.
- Chcesz wiedzieć czemu cię
pytam ?! – krzyknęłam zdenerwowana.
- Nawet jeśli powiem, że
nie i tak mi powiesz – mruknął obojętnie.
- Louis czy ty siebie
słyszysz czy to mi ma zależeć, żebyśmy trafili do Nowego Jorku no chyba nie !
Ty nawet nie potrafisz, wsiąść do dobrego samolotu. Człowieku ogarnij się nie
jesteś już małym dzieckiem ! – paru przechodniów popatrzyło na mnie jak
na wariatkę, ale co się dziwić jak drę się przez pół lotniska.
- Nie wrzeszcz na mnie ty
też tam byłaś – powiedziawszy to jak małe dziecko obrócił się do mnie tyłem już
więcej się nie odzywając, no i z kim ja żyję ?
- Masz dzwoń – rzuciłam w
niego telefonem.
- Gdzie mam dzwonić ? –
zadziwił się.
- No do Paula, a gdzie ?!
– znowu straciłam cierpliwość.
- Nie będę do niego
dzwonić, wystarczy mi że ty po mnie wrzeszczysz.
- To co ty zamierzasz
siedzieć tu jak jakaś dupa i czekać na supermena ?!- chłopak nie odezwał się
więcej więc wyrwałam mu telefon i sama z niechęcią wykręciłam odpowiedni numer.
Wściekła wsłuchiwałam się w ciche sygnały w słuchawce zagłuszane przez gwar z
lotniska.
- Rose do cholery gdzie wy
jesteście ?! – przywitał mnie od razu surowy ton Higginsa.
- W Chicago –
odpowiedziałam spokojnie.
- Co ?! – wrzasnął mężczyzna
tak głośno, że aż telefon musiałam oderwać od ucha – Co do cholery wy tam
robicie ?!
- Louis pomylił samoloty –
wyjaśniłam jak gdyby nigdy nic – Teraz siedzi jak ciota i boi się z tobą
rozmawiać - dodałam uśmiechając się do niego wrednie.
- Daj mi go – warknął Paul, a ja wręczyłam krzywiącemu się Louisowi słuchawkę. Chłopak niechętnie przyjął
słuchawkę i potakiwała słowa mężczyzny ponuro raz po raz. W końcu rozłączył się
i oddał mi telefon.
- Musimy być w Nowym Jorku
– oznajmił w końcu.
- Nie serio ? Brawo za
spostrzegawczość – odpowiedziałam z sarkazmem.
- Rose weź ty przestań się
nade mną znęcać – jęknął chowając twarz w dłoniach.
- No dobrze Louis, w takim
razie posiedźmy sobie tutaj i po użalajmy się nad sobą – stwierdziłam z ironią.
Brunet nie zareagował więc chyba wziął sobie mój pomysł do serca, bo siedział
dalej nie ruszając się. Czyli jak widać po całej rozmowie z Paulem doszedł
tylko do tego, że jednak powinien być w NY, Boże geniusz !
- Chodź – warknęłam i
pociągnęłam go za sobą – Co ci Paul dokładnie powiedział ? – zapytałam
prowadząc go przez tłum.
- Tak w słowo w słowo to ci
nie powtórzę, bo to nie zabrzmi ładnie ale głównie powiedział, że mamy dostać
się do NY do wieczora i gówno obchodzi go jak to zrobimy – wyjaśnił mi
spokojnie. Doszliśmy do kasy z biletami i ustawiliśmy się w kolejce.
- No jasne czemu wcześniej
o tym nie pomyślałem – walnął się Louis otwartą ręką w czoło.
- Bo jesteś głupi –
mruknęłam cicho i w szumie nie dosłyszał mojej odpowiedzi.
- W czym mogę pomóc ? –
zapytała kobieta za lady gdy zbliżyliśmy się do niej.
- Chcieliśmy dwa bilety do
Nowego Jorku – oznajmiłam uprzejmie.
- Na kiedy ?
- No na dzisiaj –
odpowiedziałam jakby to było oczywiste.
- Mają państwo rezerwację ?
– zapytała.
- Nie … - odparłam ponuro,
kobieta chwilę pogrzebała w swoim komputerze i po chwili sztucznie się
uśmiechnęła.
- Przykro mi, ale na
dzisiaj nie ma już wolnych miejsc, ale czy jutrzejszy lot by państwu odpowiadał
?
- Ale my musimy być dzisiaj
w NY – oburzyłam się.
- W takim razie bardzo mi
przykro ale nie mogę państwu pomóc. Życzę miłego dnia. - prychnęłam nie
zadowolona Louis sprawnie odciągnął wiedział, że jeszcze trochę a miły
dzień dla tej kobiety by nie był.
- I co teraz ? - zapytał
przyciszonym tonem.
-Louis Tomlinson prawda ?!
- pisnęła podekscytowana dziewczyna za nami - Możesz zrobić sobie ze mną
zdjęcie jestem twoją fanką, bardzo mi zależy może to ostatni raz kiedy cię
osobiście spotkałam - nawiała jak katarynka - Co robicie w Chicago przecież w
NY jest wasz koncert ? Rose to prawda że jesteś z Harrym ? Czemu teraz jesteś
tu z Louisem ? Dokąd teraz lecicie ? Reszta chłopców też tu przyleci ?- do tej
pory nie wiedziałam że tak szybko można nawijać, patrzyliśmy ja nią osłupieni
nie wiedząc co jej odpowiedzieć.
- To co z tym zdjęciem ? -znowu
zapytała. Dziewczyna podała mi telefon gdzie nie odzywając się spełniłam jej
prośbę. – Teraz zamiana – oznajmiła i wręczyła dla odmiany Lou aparat.
- Rose zdejmij te okulary
bo wyglądasz w nich okropnie – stwierdził chłopak, szybko zdejmując mi je z
nosa że nie zdążyłam zareagować.
- Co ci się stało ? –
zapytała fanka z otwartą buzią – Harry cię pobił ? I to dlatego uciekłaś z
Louisem ? Nie wierzę, że Harry mógł uderzyć by kobietę …
- Louis ewakuacja –
syknęłam w jego stronę wyrywając mu z rąk okulary.
- Bardzo miło było cię
poznać, ale się śpieszymy – uśmiechnęłam się do niej sztucznie i pociągnęłam
osłupiałego Tomlinsona za sobą. Po tym jak z oczu znikła nam fanka chłopak przycisnął
mnie do ściany z dala od ludzi i popatrzyła na mnie uważnie.
- Co ci się stało ? –
zapytał patrząc mi w oczy.
- Nie twoja sprawa nie
interesuj się – warknęłam próbując się wykręcić i odejść ale brunet zatrzymał
mnie przytrzymując ramię.
- Powiedz. Masz jakieś
problemy ? – przewróciłam oczami tylko i patrzyłam na ludzi przechodzących obok
nas. – Rose ! – krzyknął abym zwróciłam na niego uwagę.
- Ćwiczę boks i tyle ! –
wykrzyczałam w końcu prawdę wiedząc, że inaczej nie da mi spokoju.
- Naprawdę ciekawe
usprawiedliwienie, a już myślałem że powiesz że na szafkę wpadłaś …
- Louis ja nie kłamię ! –
przerwałam mu zdenerwowana.
- Jakoś ci nie wierzę-
stwierdził, a ja załamałam ręce jak można być aż takim kretynem ?
- To co mam ci przywalić,
żebyś mi uwierzył ? – zapytałam sprawnie wymijając go i kierując się do
wyjścia.
- A ty dokąd ? – zapytał
- Jak to dokąd, do Nowego
Jorku.
Po opuszczeniu lotniska
wzięliśmy taksówkę i pojechaliśmy do najbliższej wypożyczalni samochodów. Przez
całą drogę nikt z nas się nie odzywał, sama układałam sobie plan w głowie jak
przeżyć z tym idiotą cały dzień, bo dochodziła dopiero 9 rano. Gdy wysiedliśmy
sprostowałam Lou, krótko jego zadanie.
- Wypożycz samochód,
najlepiej nie rzucający się w oczy i z GPS bo wątpię czy trafisz tam gdzie mamy
trafić. Rozumiesz ? – mówiłam jak do małego dziecka – Ja idę po coś do jedzenia
spotkamy się na parkingu i od razu wyruszamy bo inaczej nie zdążymy na czas. To
widzimy się za 15 minut – rzuciłam na odchodne i przeszłam na drugą stronę
ruchliwej ulicy. Jak zwykle wszystko na mojej głowie. Miałam chociaż nadzieję,
że wypożyczeniem samochodu sobie poradzi. Sama najchętniej bym się tym zajęła,
ale nie posiadam prawa jazdy to mi go nie wypożyczą, a skoro nie mamy za bardzo
czasu musieliśmy się rozdzielić… Sama nie wiem czemu usprawiedliwiam się sama
przed sobą, chyba to nie wróży nic dobrego.
Weszłam do pobliskiego
supermarketu, wzięłam mały koszyczek na zakupy i ruszyłam przez sklep biorąc to
do uważałam za potrzebne. Idąc już do kasy zatrzymałam się przy stoisku z alkoholem,
ale czy będzie mi flaszka potrzebna ? W tym momencie przed oczami stanęła mi
twarz Louisa przed oczami i jego głupota to przekonało mnie od razu do zakupu. Wyszłam
ze sklepu z jedną reklamówką i
skierowałam się na parking, na którym stało parę aut, ale od razu rozpoznałam
te które musiał wypożyczyć Louis. Wsiadłam ze strony pasażera i spojrzałam się
na jego szczerzącą się mordę spod byka.
- Czego ty nie rozumiesz w
zdaniu „wypożycz coś, co nie rzuca się
oczy” ? – zapytałam wrednie.
- Och daj spokój, kto tam
będzie patrzył na taki samochód … - mówił głaszcząc deskę rozdzielczą przed
sobą.
- Louis ! To jest oczojebne
żółte Lamborghini ! Myślisz że takiego auta nikt nie zauważy ?!
- Jest cudowne prawda
zawsze chciałem takie mieć – powiedział entuzjastycznie zadowolony z siebie
przytulając się do kierownicy, a ja walnęłam się otwartą ręką w czoło. Boże
widzisz i nie grzmisz.
- Po prostu jedź już, tylko
się nie odzywaj – oznajmiłam starając się uspokoić obróciłam się w stronę szyby
i patrzyłam na mijający nas krajobraz. Brunet pierwszy raz chyba pomyślał…
chociaż nie po prostu był za bardzo podniecony swoim samochodem i nie wciągał
mnie w żadną jeszcze bardziej mnie drażniącą pogawędkę. Tak spędzając z nim
czas zastanawiałam się czy on czasem sam nie jest gorszy od owcy, chociaż jedne
jest pewne, są siebie warci.
Westchnęłam przeciągle i
zaczęłam się wiercić w fotelu próbując znaleźć jakąś wygodniejszą pozycję w
końcu podciągnęłam nogi pod brodę opierając buty o fotel.
- Zdejmij te nogi – warknął
Louis od razu.
- Daj spokój to nie twój
samochód – odpowiedziałam mu ignorując jego polecenie.
- Ale ja zapłaciłem – argumentował.
- Ach tak to teraz będziemy
się licytować kto ile zapłacił ? – zapytałam prostując się w fotelu.
- Jeśli ty za coś zapłacisz
też nie będę do tego się wtrącał – oznajmił znowu odwracając wzrok na ulicę.
- Bardzo dobrze więc –
uśmiechnęłam się wrednie i sięgnęłam po jedną z kanapek które wcześniej
kupiłam. Odpakowałam ją i zaczęłam powoli jeść.
- O jejku nawet nie
wiedziałam jaka jestem głodna – zawołałam, Louis od razu spojrzał na mnie i
zacisnął wargi. Wiedziałam, że też jest głody. Nic nie jedliśmy w samolocie bo
praktycznie przez cały lot na niego wrzeszczałam chłopak nie miał kiedy,
odpocząć.
- Nawet nie wiesz jakie są
smaczne – uśmiechnąłem się do niego dalej się zajadając.
- Dobra wygrałaś daj mi
jedną – powiedział błagalnie.
- Spadaj są moje –
powiedziałam z obrażoną miną przyciągając torbę z jedzeniem do piersi – Sama zapłaciłam
więc się nie wtrącaj – zawołałam wykorzystując jego słowa.
- No to proszę weź se mój
portfel i sobie weź te grosze za tą kanapkę.
- Nie chcę twoich
gównianych pieniędzy – syknęłam do niego wrednie. Chłopak uspokoił się i
patrzył dalej przed siebie na ulicę nie wracając na mnie uwagi. Już myślałam że
się poddał i chciałam mu już dać tą cholerną kanapkę żeby mi tu nie umierał z
głodu, ale ten rzucił się na moją torbę puszczając kierownice. Pisnęłam
przerażona gdy samochód bez kierowcy skręcił naprzeciw legły pas prosto na
nadjeżdżający samochód. Tomlinson wrócił wtedy akurat na swoje miejsce sprawnie
omijając samochód znad przeciwka. W zębach bruneta dostrzegłam kanapkę, warto
chyba dodać że w opakowaniu.
- Popierdoliło cię
kompletnie ! – wrzasnęłam na całe auto.
- Daj spokój nic się nie
stało – powiedział się ale w tym momencie zauważyliśmy radiowóz policyjny za
nami na sygnale, na który widok Louisowi uśmiech zrzedł z twarzy.
- Nic się nie stało mówisz –
prychnęłam, śmiejąc się z jego miny.
_____________________________
Tak więc w końcu, wiem trochę się naczekaliście miałam dodać w święta już, ale choroba mnie złapała i nie miałam siły pisać. Skoro nie zdążyłam wam napisać Wesołych Świąt to może chociaż pożyczę was Szczęśliwego Nowego Roku, udanego Sylwestra no i oczywiście spotkania z 1D.
Kiedy następny rozdział ? W przyszłym roku xD
Liczę na wasze komentarze ;P i przepraszam za błędy z góry.
Katy227