Gdy ludzie
chcą rozładować swoją złość robią różne rzeczy. Jedni malują, drudzy słuchają
muzyki, a inni muszą się po prostu wywrzeszczeć. Tylko widocznie ja nie należę
do tych zwykłych ludzi. Ubrana w szary dres otworzyłam mosiężne metalowe drzwi
i weszłam do środka. Owinął mnie zapach stęchlizny, szłam dalej nie zważając na
obdrapane z farby ściany.
- Jack ! Ty
stary pierniku gdzie się chowasz ? – zawołałam wypatrując mi dobrze znanego
właściciela tego budynku. Związku z tym że nie spotkałam go przy swoim biurku
popijającego kawkę skierowałam się prosto na salę. Przed moimi oczami
rozdzierała mi się spora przestrzeń . Pod ścianami oparte maty do ćwiczeń oraz
worki bokserskie. Ale uwagę i tak przyciągał bez wątpienia zadbany ring, który
najlepiej wyglądał w tej spelunie.
- No i
popatrzcie kogo tu przywlokło – za ringu wyłonił się Jack, był po
czterdziestce, mężczyzna jak na swój wiek bardzo dobrze się trzymał jego wiek
mogły zdradzać tylko siwe włosy. Był postawnym człowiekiem, ale co tu się
dziwić skoro trenował przez wiele lat boks. Zrzuciłam torbę z ramienia, która
zaczęła mi ciążyć.
- Widzę, że
ze słuchem już nie całkiem dobrze – uśmiechnęłam się wrednie. Jack zmierzył
mnie wzrokiem i odpłacił się pięknym za nadobne.
- Widzę, że
przytyło się tu i ówdzie. – uśmiechnęłam
się na te słowa, był jedynym człowiekiem z którym mogłam powymieniać sobie
cięte riposty, na tym samym poziomie.
- Może
przytyło, ale ciągle w formie.
- To
zobaczymy. Mam dla ciebie kogoś z kim mogłabyś powalczyć dzisiaj – uśmiechnął
się do mnie, powodując u siebie zmarszczki wokół ust.
- O to coś
nowego. Nie wiedziałam, że ktoś tu jeszcze przychodzi – na te słowa z szatni
wyszła młoda dziewczyna, która nie wyglądała na więcej niż 19 lat. Jej blond
włosy były spięte w równy koczek, a różowe usta muśnięte błyszczykiem były
wykrzywione w perlistym uśmiechu. Parsknęłam głośnym śmiechem.
- Z nią mam
walczyć ? – zapytałam z niedowierzaniem - Jeszcze mi powiedz, że ma różowe
rękawice.
- Rose ! –
syknął Jack surowo – Idź się przebrać zaraz widzę cię na ringu !
Zrobiłam tak
jak polecił mi Jack, przebrałam się ni włożyłam na dłonie czarne rękawice które
nie jedno widziały już w życiu. Gdy wyszłam z szatni blondyna już się
rozgrzewała z pomocą Jacka. Miała na sobie kask bokserski i gdy zaraz
przekroczyłam linie ringu, mężczyzna rzucił mi podobny.
- Ubieraj –
polecił, popatrzyłam na niego jak na idiotę.
- Nie będzie
mi potrzebny - odrzuciłam go mu z
powrotem.
-
Powiedziałem ubieraj – powtórzył surowym tonem wciskając mi go w dłonie. Chyba
zapomniał z kim rozmawia, więc postanowiłam mu przypomnieć.
- Nie ubiorę
żadnego pierdolonego kasku ! – wrzasnęłam wyrzucając go za siebie.
- Uparta
krowa – syknął Jack.
- Stary
pojeb – warknęłam mimowolnie, a mężczyzna zaczął się śmiać.
- Nawet nie
wiesz jak mi ciebie brakowało.
- Nie
przyzwyczajaj się więcej tu nie przyjdę – wyszczerzyłam się do niego. Blondyna
stała z boku przyglądając się całej sytuacji, nie za bardzo ją ogarniając. Co
prawda wyzywaliśmy się przed chwilą, a teraz sobie żartujemy. Jack był dla mnie
jak wujek, zawsze mi mówił prosto z mostu co mu nie pasuje, a ja tak samo.
Tylko on potrafił ze mną jakoś wytrzymać, chociaż nie raz tracił cierpliwość.
- Tylko
później nie marudź, że nie mówiłem, że powinnaś założyć kask – ostrzegł i
przeszedł na środek ringu. Podążyłam za nim tak jak i blondynka.
- Jestem
Tamara – uśmiechnęła się do mnie.
- Rose –
warknęłam od niechcenia.
- Ja będę
sędziom – przerwał nam tą przyjemność poznania się Jack – Gracie czysto – tutaj
posłał mi znaczące spojrzenie. Odeszłyśmy do swoich narożników i rozpoczęłyśmy
walkę. U Tamary z marszu można było zauważyć złą pracę nóg, podskakiwała bez
sensu jak pingpongowa piłeczka.
- Rose
trzymaj gardę – upomniał mnie Jack, od niechcenia osłoniłam swoją twarz.
Blondynka wymierzyła we mnie serię ciosów które bez trudu mogłam zablokować.
- Jack to
bez sensu – jęknęłam przeciągle.
- Rose
zawsze ci mówiłem, nigdy nie lekceważ swojego przeciwnika. – znów surowym tonem
przypomniał mi jedną ze swoich lekcji. Westchnęłam przeciągle i naparłam na
Tamarę, bez większego trudu przedostałam się przez jej blok i dostała porządny
prawy sierpowy przez co znalazła się na tyłku.
- I co już
koniec ? – zapytałam szczerząc się.
Blondynka
chwiejąc się wstała i znowu przyjęła pozycję obronną.
- Jack,
wiesz ja nie chcę jej zabić … - powiedziałam wesoło.
- Jest
twarda poradzi sobie – zapewnił mnie i znowu wznowiłyśmy walkę. Tamara ciągle
traciła się w swoich chaotycznych ruchach, a mnie nie mogła dosięgnąć.
- Rose
słyszałem, że masz chłopaka … - zaczał Jack.
- Co ? –
przystanęłam, patrząc na niego jak na idiotę.
- W gazecie
ostatnio się widziałem, jak … - dalszej części zdania nie dosłyszałam, bo
poczułam mocne uderzenie i mnie zamroczyło, zamrugałam parę razy i zauważyłam
że leżę na ringu.
- Nigdy nie
daj się rozproszyć – powiedział cwaniacko Jack.
- Wal się –
syknęłam i wstałam – Walczymy dalej – spojrzałam na blondynkę spod byka.
- Na dzisiaj
koniec – przerwał mężczyzna stając między nami.
- Jaki
koniec ?! – oburzyłam się – Ja jeszcze z nią nie skończyłam !
- Owszem
skończyłaś. Złaź z ringu. – surowo rozkazał Jack.
- Nie
będziesz mi rozkazywać !
- Właśnie,
że będę ! Chcesz się wyżyć, proszę bardzo ale nie tutaj. – wściekła zeskoczyłam
z ringu i skierowałam się do worka, chcąc znaleźć ujście swojej złości. Nie
wiem ile waliłam bezsensownie w ten worek, przelałam wszystkie negatywne emocje
które trzymałam w sobie na niego. Mięśnie zaczęły mi odmawiać posłuszeństwa, a
ja nie przestawałam. Worek co chwilę przyjmował inne twarze, które przez cały
tydzień ciążyły na moich barkach. Poczułam piekący mnie policzek i jeszcze
bardziej natarłam na worek, zła na siebie, że dałam się tak bezmyślnie podejść.
Jack specjalnie mnie zdekoncentrował wiedział, że inaczej się nie poddam i
doskonale to wykorzystał.
- Rose ! –
usłyszałam wołanie moje przyjaciółki które zignorowałam.
- Jest przy
worku, ale uważaj bez kija nie podchodź – doszedł do mnie cięższy głos który
należał do Jacka.
- Słyszałam
! – wrzasnęłam do niego przez co się zaśmiał. Usiadłam na ziemi opierając się o
zimną ścianę, dopiero teraz zorientowałam się jaka jestem zmęczona. Pot
strumieniami spływał mi po twarzy, a mięśnie rwały mnie od nadmiernego wysiłku.
- Skąd
wiedziałaś, że tu będę ? – zapytałam Serene gdy podeszła.
- Nie było
cię w mieszkaniu, pracy tak jakby już nie masz, więc musiałaś być tutaj –
mówiąc usiadła obok mnie – Czemu nie odbierasz telefonu ?
- Wyłączyłam
go – odpowiedziałam wzruszając ramionami.
- Wiesz co
się dzieje teraz w mediach ? – zapytała wskazując na gazetę z owcą na okładce.
- Mało mnie
to obchodzi – powiedziałam zdejmując z czerwonych rąk rękawice.
- A powinno,
bo to głównie przez ciebie. Najpierw pocałunek, później akcja ze zdjęciem, a do
tego jeszcze ta nieszczęsna kolacja. Wszyscy zastanawiają się kim jesteś, a Paul jest wściekły. Kazał mi cię znaleźć, bo nie można się do ciebie
dodzwonić.
- A czemu
mnie oskarżasz o te zdjęcie od razu – oburzyłam się.
- Rose znamy
się nie od dziś to twoja robota, ale nie zmieniaj tematu masz się skontaktować
z Higginsem.
- W dupie
mam tego starego capa – oznajmiłam wzruszając ramionami.
- Rose sama
wpakowałaś się w te gówno to teraz nie rób fochów, weź się w garść. – nie
odpowiedziałam na jej słowa, wiedziałam że ma rację, ale Rose O’Donnell nie
przyznaje się głośno do swoich błędów teraz również postanowiłam nie łamać tej
zasady – Wiesz, że jutro wieczorem wylatujesz z Louisem do USA.
- Czemu
akurat z nim ? – naburmuszyłam się, denerwował mnie fakt że byłam mu winna
przysługę i bałam się co ten niespełna umysłowo człowiek może mi zrobić. On
jest nieobliczalny !
- Bo wizy
wam wydadzą dopiero jutro, a Louis też musiał wyrobić sobie nową. Ja, reszta
zespołu i Lou ich stylistka której będę asystować lecimy dzisiaj wieczorem –
wyjaśniła pospiesznie – Jutro ma po ciebie podjechać Tomlinson razem z jakimś
ochroniarzem i masz być gotowa. Rozumiesz ?
- Tak
rozumiem nie musisz mówić do mnie jak do debila.
- No czasem
nie mam co do tego pewności – powiedziała z uśmiechem i wstała z podłogi.
Spojrzała na mnie badawczo i po chwili się zmarszczyła – Co ci się stało ? –
zapytała zmartwiona, wskazując na moje opuchnięte oko.
- Blondyna
mi przywaliła to nic takiego bywało gorzej – wzruszyłam ramionami, a moja dłoń
powędrowała na obolałe miejsce i się skrzywiłam z bólu.
- Będziesz
miała limo – stwierdziła z niesmakiem Serena.
- Trudno,
bywa…
- Zakryj to
jakoś jutro, bo później będą w gazecie plotki, że Harry cię pobił – zwróciła mi
uwagę.
- Wisi mi to
– mruknęłam obojętnie.
- Tobie może
tak, ale nie zapominaj że teraz to nie jest tylko twoja sprawa – znowu mnie
pouczyła.
- Okej dobra
– zawołałam w poddańczym geście – Zamaskuje to jakoś.
- No to do
zobaczenia w Nowym Jorku – uśmiechnęła się promiennie, pożegnawszy się wyszła z
sali. Przynajmniej dobrze, że chociaż jedna z nas była z tej całej sytuacji
zadowolona…
Co mam
spakować ? dobre pytanie patrzyłam na moją szafę i w końcu z nie poradności
zgarnęłam wszystko z jednej półki i wrzuciłam do walizki, doniosłam jeszcze
tylko kosmetyczkę, bieliznę i gotowe ! Naprawdę jeśli chodzi o ciuchy to dla
mnie nie był to jakiś wielki problem, co innego to Serena, chodź i tak byłam
pewna, że mnie poprzebiera. Spojrzałam na zegarek idiota się spóźnia, ale jaka
to by była szkoda jakby samolot mam odleciał, aż serce mi się kraje … ach czym
by było życie bez sarkazmu.
Spojrzałam w
lustro moje podbite oko nie dało się ukryć nawet wszystkimi kosmetykami jakie
posiadam w swoim mieszkaniu. Czyli padło na to, że będę nosić jakieś debilne
okulary przeciwsłoneczne jak akurat deszcz pada … no tak tylko ja. Gdyby nie to, że
obiecałam Serenie, że ukryję to limo to w ogóle w dupie miałabym opinię ludzi
na mój temat.
Z zamyślenia
wyrwało mnie walenie do drzwi, zanim zdążyłam zrobić krok do środka jak gdyby nigdy
nic wpadł Louis.
- Gdzie masz
walizkę ? – zapytał, zdziwiona wskazałam łóżko – Tylko jedna ? – zapytał rozglądając
się kręcąc się w kółko.
- No tak –
potaknęłam, ledwo skończyła Lou zaczął mnie popędzać.
- To już
ruszaj do samochodu, spóźnimy się na samolot.
Rozejrzałam
się jeszcze raz po mieszkaniu zastanawiając się czy wszystko wzięłam i wyszłam
za zniecierpliwionym Louisem. Wsiedliśmy do czarnego vana i ruszyliśmy na
lotnisko. W czasie jazdy Tomlinson ciągle pospieszał kierowcę, a był przy tym
taki nachalny, że myślałam że ochroniarz mu zaraz przywali.
Na miejscu Lou wyleciał z samochodu jak z procy ciągnąc swój bagaż wlekłam się za nim, a
ochroniarz przed nami. Ledwo przekroczyliśmy próg lotniska napadły na nas fanki.
- Idźcie
przodem – zawołał ochroniarz odgradzając od nas wrzeszczące dziewczyny.
Tomlinson
sprawnie prowadził nas na odprawę na której musieliśmy swoje przestać, w końcu
gdy przedarliśmy się przez nią Lou chwycił mnie za rękę i puścił się biegiem.
Dobiegliśmy do rozwidleń między terminalem 2, a 3 gdzie chłopak się zawahał ale
wbiegł do numeru 3.
- Jeszcze my
- zawołał za stewardessą która zamykała już drzwi.
- O Pan to
Louis Tomlinson – zawołała podniecona.
- Dokładnie –
odpowiedział brunet ze swoim firmowym uśmiechem.
- W taki
razie zapraszam bardzo w ostatniej chwili zdążyliście – uśmiechała się
wpatrując się jak na jakiegoś boga. Przyjęła nasze bilety nawet na nie
spoglądając. Weszliśmy w końcu do samolotu gdzie opadliśmy zdyszani na nasze
miejsca w samolocie.
Zapieliśmy
nasze pasy i po chwili samolot wystartował.
- Serdecznie
państwa witamy w imieniu całej załogi w samolocie naszych lin lecącego do
Chicago – po tych słowach stewardessy zamarłam.
- Louis do
cholery możesz mi powiedzieć czemu my lecimy do Chicago ?! – wrzasnęłam na cały
samolot.
- O kurwa – zaklął
w odpowiedzi.
______________________________________________
Zacznijmy od tego, że serdecznie wam dziękuję za wszystkie wejścia które już dobijają do 10 000 ! wielki dzięki też wszystkim obserwatorom oraz za komentarze pod tamtym postem jesteście cudowni, bardzo mi miło, że przyjęliście tego bloga tak ciepło kocham was za to, a w podziękowaniu dłuższy rozdział ! Mam nadzieję że chociaż odrobinę wam się spodobał xD
Katy227
hahahahahah Chicago xD spoko spoko
OdpowiedzUsuńciekawe co bd dalej. juz nie moge sie doczekac :)
czekam na nn xx
HAHAH :d śWETNY, I JA COŚ WIDZĘ ŻE ONA SPĘDZA WIĘCEJ CZASU Z lOUIS'EM NIŻ Z hARRY'M I TERAZ JESZCZE CHICAGO, BĘDZIĘ SIĘ DZIAŁO. MAM NADZIEJĘ ŻE NA KOLEJNY NIE BD MUSIAŁA CZEKAĆ TAK DŁUGO JAK NA TEN. :))
OdpowiedzUsuńHahaha xD
OdpowiedzUsuńPomylenie samolotów z Tomlinsonem- zawsze spoko :D
Nie mogę się już doczekać kolejnego, szczególnie, że jeszcze nie gadała z Simonem po tej akcji w restauracji... przeczuwam ostrą pyskówkę ;)
Miłego pisania ;*
haahahah no nieeeeeźlee XDD Lou to jednak jest pokręcony ;D
OdpowiedzUsuńjestem ciekawa,co sie tam w Chicago wydarzy! ;P czekam na nn :Dxx
hahahahahahahah!!! wiedziałam ; d wiedziałam, że on coś odwali! hahahahahhaah
OdpowiedzUsuńalbo te gadki Rose z Jackiem : ) bomba! : d
szkoda, że nie było tu Hazzy ; d
czekam na następny! ; )
Genialne <3
OdpowiedzUsuńhaha ta scens z Chicago to mi przypomina scenę z Kevina samego w Noeym Yorku xDDD, A co rozdziału to swietny ;))
OdpowiedzUsuńhahahahaha nieżle jak to Lou coś czuje że bedzie przypał od wujka Simona no kocham to opowiadnaie i Rose czekam na kolejny xx
OdpowiedzUsuńBuauaaaaaaahahahahahahahahha. CHICAGO! Dobre! :P
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego ;D
Świetny ;*
bosssski <3
OdpowiedzUsuńświetnie piszesz i Chicago :D
zapraszam do mnie --->
http://opwiadania1d.blogspot.com
Genialne! Coś czuję, że Rose będzie z Louisem :3 świetnie, cieszę się. Czekam na nexta. Pozdrawiam x
OdpowiedzUsuńŁoooŁ! :D Ale fajny rozdział, najlepsza końcówka!! Jak ja lubię twojego bloga, co rozdział się coś ciekawego dzieje!!! Szybko pisz co dalej zrobią, hahahahahahahaha :D Nie mogę się doczekać następnego :3
OdpowiedzUsuńZapraszam również do siebie
neverchange1d.blogspot.com i my-moments-1d.blogspot.com :)
O jacie *_*
OdpowiedzUsuńZajebisty blog :)
A ten rozdział . . . nieziemski :D Hah i jeszcze te okulary przeciwsłoneczne w deszczowe dni :) lol . :D Ciekawe co będzie sie działo w tym Chicago . xD Coś mi sie wydaje , że Rose będzie z Louisem . <3
Czekam na nn :D
Pozdrawiam .
xxxxKarolajnexxxx
Hahaha Chicago! Ale wtopa. Ojojoj czuję tutaj wspaniałą przygodę z Louisem. Podziwiam Rose za taką odwagę, stanowczość. Ja na jej miejscu bardzo bym się przejmowała opinią innych, ale cóż.. Podoba mi się jej postać czekam niecierpliwie. Pozdrawiam /sensitive-touch/
OdpowiedzUsuń@kariisxx
Uuuuuuu.. szykuję się jakiś romansik między Lou a Rose. No no .. gdybt tak tooo się BARDZO cieszę.Superrozdział :* Czekam na nastepny <3
OdpowiedzUsuń@Carroot_1D
Haha, zajebistość <3
OdpowiedzUsuńNie ma to jak wsiąść do złego samolotu ;D
Już nie mogę się doczekać następnego :3
ahaha Louuu, debilu ;D
OdpowiedzUsuńUwielbiam go w tym opowiadaniu *.*
Czekam z niecierpliwością na kolejny równie świetny rozdział <3
Hahahah.. Louis kochanie gdzie ci tak śpieszno? - A tylko do Nowego Yorku.- To powiesz mi z łaski swojej dlaczego lecimy do Chicago?
OdpowiedzUsuńHahaha.. Jak czytałam ten rozdział to taki mini dialog mi się nasunął :D
Świetny
OdpowiedzUsuńPamiętasz jak pisałam, że rodzą się w mojej głowie dwa scenariusze? Sama nie wiem, którym się bardziej cieszę... Jak tylko przeczytałam, że ona z Lou ma lecieć, to już wiedziałam, że coś odwalą... Miałam tam jeszcze jakąś nadzieję, że ochroniarz im nie pozwoli, ale jednak... Etatowa para wariatów razem w Chicago! Tego jeszcze nie grali. Dobrze, że to nie Houston, bo byłby problem ;) Już się nie mogę doczekać, co się będzie działo. Cieszę się jak głupia, chociaż sama nie wiem dokładnie dlaczego. Pewnie to słówko "głupia" większość tłumaczy ;)
OdpowiedzUsuńKurcze, tak się zaczęłam podniecać tym ich nie do końca zaplanowanym wyjazdem, że zapomniałabym wypowiedzieć się w kwestii boksu :D Jestem jak najbardziej za! Genialny pomysł. I nie mówię tak tylko dlatego, że sama chodziłam przez pół roku na treningi ;) Musisz to jeszcze gdzieś wykorzystać... Może znokautuje Harry'ego? Albo ktoś ich napadnie i powali napastnika ;) Tyle możliwości! Jesteś genialna!
Rozdział boski, a ten wpatrujący się we mnie Hazza sprawia, że czuję się jakbym spiskowała ;)
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam i życzę weny...
@KateStylees
http://1d-my-little-mystery-girl.blogspot.co.uk/
Rozdział jak zwykle cudny :D , czekam z niecierpliwością na następny <3
OdpowiedzUsuńSuper
OdpowiedzUsuńczekam na next :D
Jakim cudem pomylili samoloty ?? :D Boski rozdział. :3
OdpowiedzUsuńOhh emejzyn! *-*
OdpowiedzUsuńHaha ja na początku myślałam, że tym kimś z kim miała walczyć Rose to będzie Hazza, szczerze w głębi duszy o to się modliłam, JESTEM WREDNA dla Harolda :pp
Mój głupiutki marchewkowiec pomylił samoloty, ahh co ja z nim mam, zawsze coś pokręci <3 xdd
A co do Chicago to nie wiem czemu ale przypomniało mi się Victoria znaczy Zwycięstwo to przedstawienie Triny CHICAGOOO CHICAGOOOO XD
No widzę że znowu zaczyna mi odbijać Super ^_^
OMG! JUŻ SIĘ NIE MOGĘ DOCZEKAĆ NASTĘPNEGO!!!
OdpowiedzUsuńRose mnie strasznie denerwuje ,a Louis jest słodki ,z Harrego zrobiłaś jakiegoś potwora. Ogólnie to nie podoba mi się ,bo robisz z 1d jakis idiotów w tym opowiadaniu.
OdpowiedzUsuń