Obserwatorzy

Ile was tu było :P

Translate

sobota, 12 stycznia 2013

Chapter 10


- Proszę wyjść z samochodu – policjant  z surową miną zwrócił się do Louisa.
- Ale czy to naprawdę będzie konieczne? – zapytał brunet z błagalnym spojrzeniem, ale jak widać na mężczyzn to nie za bardzo działa.
- Tak będzie, proszę wyjść z samochodu – po tych słowach z ciężkim westchnięciem Louis wygrzebał się za zewnątrz. Policjant czekał już na niego z przygotowanym alkomatem. Już powoli zaczynałam wątpić czy jakoś dojedziemy do Nowego Jorku. Żeby mieć lepszy widok na mojego kolegę wyszłam z samochodu, obeszłam auto i oparłam się o maskę.
- Długo to jeszcze potrwa? – zapytałam uśmiechając się zalotnie do policjanta, który lekko się zaczerwienił i odchrząknął głośno.
- Nie jeśli pani chłopak jest trzeźwy – odpowiedział, mierząc mnie uważnie wzrokiem, zatrzymując się na moim dekolcie. 
- To nie jest mój chłopak – zaśmiałam kokieteryjnie. Policjant po chrząknięciu Louisa w końcu przeniósł na niego uwagę. Spojrzał na alkomat lekko się zmarszczył, widząc, że chłopak jest trzeźwy, ale szybko przyjął z powrotem maskę surowego gliny.
- Poproszę o pańskie prawo jazdy, muszę wypisać mandat za nie przepisową jazdę… - brunet posłał mi przerażone spojrzenie, gdy odwracał się w stronę samochodu po dokumenty. Jak zwykle wszystko na mojej głowie.
- Musi pan? – zapytałam przygryzając dolną wargę. Mężczyzna się wyprostował i wypiął pierś do przodu.
- Nie mogę pozwolić, aby pański chłopak zagrażał bezpieczeństwu innych na drodze – wyjaśnił, biorąc prawo jazdy od Lou.
- Mówiłam, że to nie mój chłopak – podeszłam bliżej do policjant, a bawiąc się włosami. – Wolę bardziej dojrzałych mężczyzn – wyszeptałam mu do ucha puszczając mu oczko. Policjant znowu zrobił się czerwony na twarzy.
- Proszę … proszę nie utrudniać mi pracy – wyjąkał niepewnie.
- Och przepraszam… Mnie po prostu strasznie podniecają mundury… - mówiąc to nachyliłam się aby poprawić jego kołnierzyk i niemal tym samym, podsuwając swój biust prosto pod jego nos. – Może dałby się pan udobruchać jakoś jeśli zostawiłabym panu swój numer telefonu – uśmiechnęłam się do niego zalotnie.
- A co z nim ? – zapytał wskazując głową na Tomlisona, kładąc mi rękę na moim biodrze.
- Nim proszę się nie martwić, ja teraz będę prowadzić – zapewniłam go, biorąc dyskretnie prawo jazdy Louisa. Wyciągnęłam długopis z jego kieszonki na piersi i na bloczku mandatów zapisałam byle jaki numer.
- Nie pożałujesz – szepnęłam jeszcze i skierowałam się w stronę samochodu. Dłonią pokazałam Lou, żeby wsiadał a sama zajęłam miejsce kierowcy i posyłając ostatni uśmiech policjantowi odjechałam.
- Dzięki – mruknął Lou, a ja zerknęłam w jego stronę. – Gdyby wlepił mi ten mandat prawdopodobnie straciłbym prawko…
- Domyśliłam się po twoim spojrzeniu owcy idącej na rzeź – uśmiechnęłam się do niego oddając mu dokumenty.
- Ta śmiej się, a co innego miałem zrobić ? Ciesz się, że dałem ci prowadzić, nie widząc twoich wcześniejszych umiejętności za kierownicą.
- Jestem lepszym kierowcą niż nie jeden, który ma już prawko – zapewniłam go w tym samym czasie skręcając na autostradę.
- Czy ty właśnie nie powiedziałaś, że ty go nie masz? – zapytał podnosząc głos.
- To, że go nie posiadam nie świadczy o tym że nie potrafię prowadzić – uśmiechnęłam się do niego pocieszająco, widząc jego przerażoną minę.
- Zatrzymaj się – warknął.
- Tutaj nie mogę. To autostrada – oznajmiłam mu oczywiste. – Poza tym nie obawiaj się, jak dotąd skasowałam tylko jeden samochód… chociaż faktem jest, że żadnym innym nie jeździłam później… - podpuszczałam go, widząc jak zabawie się denerwuje.
- Masz zjechać z autostrady przy najbliższym zajeździe – powiedział przez zaciśnięte zęby, a ja, nie mogąc się dłużej powstrzymywać, wybuchłam śmiechem.
- Daj spokój żartowałam przecież – powiedziałam w końcu, kiedy się już uspokoiłam.
- Czyli masz prawo jazdy? – zapytał niepewnie, a ja znowu się zaśmiałam głośno.
- Żartowałam, ale tylko na temat skasowania samochodu.
- To nie jest zabawne, jeśli na samochodzie pojawi się chociaż jedna rysa, ty za to zapłacisz – zagroził mi placem.
- Nie wiem, czemu tak martwisz się o te pieniądze. Jakbyś mało ich miał – przewróciłam oczami i wyprzedziłam samochód przede mną i docisnęłam pedał gazu zainteresowana możliwościami auta. Louis od razu skarcił mnie wzrokiem.
- Zwolnij – warknął.
- Daj spokój. Myślałam, że jesteś bardziej wyluzowany niż owca, a zrzędzisz gorzej niż jakiś stary moher – po tych słowach spojrzał na mnie spod byka, pogłośnił radio i obrócił się w stronę szyby.
Swoją uwagę ponownie skupiłam na ulicy, mijałam zręcznie kolejne stające mi na drodze samochody. Louis mruczał sobie po nosem do jakiej piosenki, jego włosy dzisiaj niczym nie układane, łagodnie opadały na jego oczy. Odwróciłam wzrok od razu, gdy zerknął delikatnie w moją stronę. W ostatnim czasie wszystko kręci się wokół One Direction. Strasznie jest to męczące, chociaż z drugiej strony moje życie w końcu obrało jakiś tor, jednak wciąż nie pewny. Zawsze żyłam z dnia na dzień, a teraz miałam coś do czego byłam przywiązana. Choć spędziłam z zespołem zaledwie kilka dni, w jakimś malutkim stopniu ich polubiłam, chociaż nie chciałam się do tego przyznać.
- So tell me girl if every time we... – głośniejszy śpiew Louisa zwrócił na niego moją uwagę. Chłopak nic ze mnie sobie nie robiąc śpiewał dalej, tańcząc przy tym zabawnie. Chcąc czy nie, parsknęłam śmiechem, patrząc na jego wyczyny. Wsłuchałam się w piosenkę i po chwili otworzyłam usta ze zdziwienia.
- To wy tak? – zapytałam zaskoczona, Lou uśmiechnął się, i nie przerywając śpiewania pokiwał głową.
Dalej czas nam zleciał już przyjemniej i szybciej. Zmierzaliśmy do celu nieprzerwanie, nie licząc krótkich przystanków na zatankowanie samochodu, czy zjedzenie czegoś. Choć Louis błagał mnie już nie raz o zmianę za kierownicą, nie zgodziłam się, wolałam wszystkiego dopilnować sama i jakoś trafić do NY w całości i na czas przede wszystkim. Na miejscu mieliśmy być o 20, spoglądając teraz na zegarek cieszyłam się, że będziemy mieli jeszcze około godziny jeszcze w zapasie.
- Rose, zatrzymaj się na następnej stacji – odezwał się z prośbą Louis.
- Daj spokój, stawaliśmy godzinę temu – przewróciłam oczami.
- Ale ja muszę do toalety – jęknął bezsilnie z krzywą miną.
- To nie wiem, zrób to do butelki nie będę patrzeć – zaśmiałam się, widząc jak patrzy na mnie spod byka.
- Nie mogę, bo chce mi się to drugie.
- Louis… bez szczegółów poproszę – jęknęłam, nie chcąc za bardzo zagłębiać się w szczegóły fizjologiczne mojego kolegi.
- Tu zaraz będzie stacja. Zatrzymaj się! – krzyczał szarpiąc mnie za ramię. Nie chcąc bardziej ucierpieć zatrzymałam się. Samo miejsce nie wyglądało za ciekawie. Robiło się już widno, mrok tajemniczo przysłaniał dziwnych ludzi kręcących się pod stacją. Ledwo zaparkowałam brunet wyskoczył z samochodu jak oparzony.
- Zaraz wracam! – krzyknął jeszcze i tyle go widziałam. Wyszłam na zewnątrz lekko rozprostować nogi, zdjęłam ciągle trzymające się na moim nosie okulary i rzuciłam je na siedzenie. Zgarnęłam moje długie włosy, sięgające prawie do pasa i spięłam je gumką w niedbałego koka. Ledwo skończyłam przy moim boku pojawił się zadyszany Louis.
- Chodź ze mną – oznajmił głośno, zaczerpując powietrza między słowami.
- Gdzie mam iść? – zapytałam, patrząc na niego jak na idiotę.
- No, bo męska łazienka nie wygląda za ciekawie – wyjaśnił i patrzył na mnie wyczekująco.
- Primadonna się znalazła, a co ja mam do tego? Mam się w sprzątaczkę dla ciebie pobawić? – prychnęłam. – Można było się spodziewać czegoś takiego po takim miejscu – mówiąc to wskazałam ręką stację.
- Daj spokój – odpowiedział tylko, chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą. Gdy stanęliśmy przed drzwiami toalet, wskazał głową w stronę damskiej.
- Zobacz czy ktoś tam jest – przewróciłam teatralnie oczami, ale przekroczyłam próg.  W środku owinął mnie od razu nie ciekawy zapach. Po prawej stronie stały dwie kabiny, koloru zgnitej zieleni. Naprzeciw nich znajdowały się trzy umywalki ze zarysowanym lustrem. Rozejrzałam się jeszcze raz, ale nic poza popękanymi kafelkami nie zauważyłam.
- Louis chodź! – wydarłam się, chłopak wszedł i szybko wszedł do kabiny, jednak zaraz wysunął za nich głowę.
- Rose trzymaj drzwi, bo tu nie ma zamka – poinformował mnie i zniknął za drzwiami.
- Po co mam pilnować ci drzwi jak tu nikogo nie ma? – zapytałam go, ale odpowiedzi już nie otrzymałam. Z westchnięciem stanęłam przed drzwiami. Wodziłam wzrokiem po ścianach gdy w oko mi wpadło małe okno pod sufitem. Było od razu jasne, że bez żadnej pomocy go nie dosięgnę. Przysunęłam pod ścianę kosz, stojący w rogu i stanęłam na jego pokrywie lekko się chwiejąc. Stając na palcach dostałam się do zamknięcia okna i otworzyłam je szeroko wdychając świeże powietrze. Dumna z siebie zeskoczyłam z kosza tyłem, ale przy lądowaniu lekko się zatoczyłam i znalazłam się idealnie przed drzwiami kabiny Louisa, które nagle otworzyły się, mocno uderzając mnie w plecy przez co zaryłam brodą o podłogę.
- Louis! – wrzasnęłam wściekła na całe gardło. Brunet oczywiście zaczął się śmiać ze mnie głośno. 
- Pomóc ci wstać? – zapytał przez śmiech.
- Nie dotykaj mnie – warknęłam odsuwając się od niego, ale w tym momencie do środka weszła jakaś starsza kobieta. Chłopak od razu umilkł, widząc ją. Kobieta nabrała głośno powietrza do płuc i zaczęła krzyczeć.
- Pomocy zboczeniec! – spojrzeliśmy na nią z przerażeniem, nie wiedząc jak zareagować. Staruszka zaczęła przepędzać chłopaka torebką, waląc go po plecach.
- Ale to nie tak, niech pani przestanie – bronił się, zasłaniając się rękami.
- Ja ci dam bić niewinne dziewczyny! – krzyczała póki nie wyszedł z toalety. Siedziałam dalej na ziemi, nie wiedząc za bardzo, co ze sobą zrobić.
- Wszystko w porządku złotko? – zapytała, pochylając się nade mną. – Coś ci zrobił?
- Co on? Nie… – ocknęłam się w końcu wstając z ziemi. – To mój kolega, nic się nie działo.
- To limo samo się nie wzięło – wskazała na moje oko, a ja zorientowałam się, że moje okulary zostały w samochodzie. – A taki kolega, to żaden kolega. Radzę ci dobrze omijaj go szerokim łukiem!
- Eee… No dobrze – wyjąkałam niepewnie. – Dziękuje pani! – zawołałam jeszcze na odchodne i wyszłam szybkim krokiem.
- Louis! – syknęłam, szukając go, gdy byłam za zewnątrz. Jakaś ciemna postać wyłoniła się z cienia budynku.
- Przez ciebie zostałem zboczeńcem – mruknął dobrze znany mi głos. Na te słowa zaczęłam się głośno z niego śmiać.
- Jeśli chcesz, w ramach zadośćuczynienia, możesz znowu prowadzić – rzuciłam w jego stronę kluczyki, które złapał z uśmiechem.
- No w końcu – powiedziała z takim uwielbieniem, że znowu idąc przez parking parsknęłam śmiechem.
- Rose… - odezwał się Louis z niepokojem w głosie, przerywając mój chichot.
- Co? Boisz się, że zapomniałeś już jak to się robi?
- Nie… Tylko nasz samochód zniknął… - wyjąkał, patrząc w dal w miejsce, w które poprzednio zaparkowałam.
- Co?! – wrzasnęłam przez cały parking. – Co ty chcesz teraz zrobić? Przecież nie mamy nic, wszystko zostało w samochodzie. Poddaję się – jęknęłam i usiadłam na krawężniku. Miałam już dość tej całej sytuacji, wszystko idzie nie tak jak miało, ciągle jakieś przeszkody. Miałam już tego serdecznie dość! Ciągle jakieś kłody, widocznie trzeba to przyznać, dzisiaj nie trafimy już do tego cholernego Nowego Jorku!
- Daj spokój idziemy – pogonił mnie.
- Z buta chcesz iść do NY przecież to kilkadziesiąt kilometrów!
- Nie marudź. Idziemy nie mamy czasu – zakomunikował mi i dźwignął mnie z ziemi. Tak więc jak chciał ruszyliśmy, sama nawet nie wiem gdzie, bo ciemno się zrobiło i straciłam orientację. Maszerowaliśmy chyba od godziny próbując złapać stopa po drodze.
- Louis… - znowu jęknęłam, nie mając już siły iść dalej.
- Patrz coś jedzie! – zawołał pełen nadziei, wymachując ręką. Samochód zaczął zwalniać i zatrzymał się. Okazało się, że to dość duży van pomalowany w kolorowe kwiatki.
- Podrzucić was gdzieś? – zapytał męski głos za kierownicy.
- Jedziecie w stronę Nowego Jorku? – zapytał Louis.
- Jak najbardziej, wskakujcie do tyłu! – chłopak posłał mi szczęśliwy uśmiech.
- Rose chodź – zachęcił mnie, gdy otworzył tylnie drzwi. Z ociąganiem weszłam do środka i przeżyłam mały szok. Trzy pary oczu zwróciło się w moją stronę. W środku vana nie było foteli, wszyscy siedzieli na ziemi na jakimś różowym, puszystym kocyku. Całe wnętrze samochodu było bardzo kolorowe tak jak i sami właściciele. Ale czego innego można oczekiwać po hipisach?
- Niech miłość i pokój będzie z wami! – powitał mnie głos piskliwej brunetki ubranej w długą, kolorową spódnicę, fioletowy top oraz opaskę. W podobnym stylu była jej starsza towarzyszka siedząca obok niej. Weszłam ostrożnie do środka i usiadłam obok faceta z długimi włosami, ubranego w spodnie dzwony oraz kamizelkę, która odsłaniała jego nagi tors. Louis usiadł obok mnie i zamkną drzwi. Chwilę po tym ruszyliśmy. Nie wiedząc gdzie podziać wzrok, zaczęłam bawić się dłońmi.
- Czemu nie macie butów? – zapytał przerywając ciszę brunet, przyglądając się naszym obcym towarzyszom. Szturchnęłam go ramieniem, posyłając znaczące spojrzenie, aby siedział cicho.
- Jesteśmy dziećmi ziemi, nie potrzebujemy ich. Nie powinniśmy deptać naszej matki – wyjaśniła ta sama kobieta, która nas powitała na początku.
- Dziękuję, że zdecydowaliście się nas podrzucić – powiedziałam szybko zmieniając temat.
- Mój mąż Leo – pomachała do mężczyzny za kierownicą, który od razu się uśmiechnął – na to wpadł, ale przecież wszyscy ludzie to nasi bracia, musimy sobie pomagać, prawda?
- Prawda – potaknęłam z grzeczności, czując się coraz bardziej skrępowana.
- Cudownie, że się z nami zgadzacie! – wykrzyknęła uśmiechnięta brunetka. – Macie coś w sobie z dzieci kwiatów.
- Poczęstujmy ich fajką pokoju – odezwał się po raz pierwszy mężczyzna obok mnie. Spojrzałam na Louisa, coraz bardziej bojąc się tych ludzi, ale ten obserwował ich zaintrygowany. Hipis obok mnie wyciągnął fajkę wodną, zapalił ją i się zaciągnął. Po chwili podał ją i mnie.
- Ja dziękuję – mruknęłam.
- Nie wolno odmawiać – powiedział do mnie surowo, niemal wpychając w ręce fajkę. Zaciągnęłam się lekko od razu poznając co palę. Narkotyki. Podałam przedmiot Louisowi, ten powtórzył moje czynności, ale zaczął się nieźle krztusić dymem.
- Mocne – powiedział zachrypniętym głosem i poddał fajkę dalej.  
- Jesteście małżeństwem? – zapytał nagle facet obok mnie.
- Nie skąd, czemu pytasz? – odpowiedziałam kolejnym pytaniem.
- Bo my preferujemy wolne związki – wyjaśnił uśmiechając się do mnie znacząco. Od razu posłałam pełne przerażenia spojrzenie w stronę Louisa.
- No eee… - zaczęłam się jąkać. – My jesteśmy parą – powiedziałam w końcu na odczepnego.
- Nie wierze. Pocałujcie się – zażądał, uważnie na nas patrząc. Otworzyłam już usta, żeby coś powiedzieć jednak szybko je zamknęłam. Podniosłam oczy w górę, a Louis uśmiechał się cwaniacko i zbliżył swoją twarz bardzo blisko mojej.
- Mówiłem, że jeszcze będziesz mnie prosić, abym cię pocałował – szepnął cicho, aby nasi towarzysze nie słyszeli.
- Wcale cię nie… - przerwał mi dotykając swoimi wilgotnymi wargami moich. Położyłam swoje dłonie na jego karku, przyciągając jego twarz bliżej swojej. Poczułam jego lekki zarost, drapiący mnie po policzku, podniecając mnie bardziej. Jego wargi zmysłowo pieścił moje, a język właśnie torował sobie drogę do mojego. W tej chwili jakbym otrzeźwiała i odsunęłam się od niego gwałtownie od niego i uśmiechnęłam się zakłopotana do reszty.
- Jesteśmy razem tacy szczęśliwi.
- No to jeszcze jedna rundka – zawołała brunetka posyłając fajkę znowu w ruch. 

- Uważaj – warknęła na mnie kolejna osoba, potrącając mnie w ramię. Wszystkim tu tylko przeszkadzam, nikogo tu nie znam. Chłopcy są zajęci, Rose gdzieś zaginęła i nie ma od niej wieści od paru godzin. A ja sama w Nowy Jorku, czekająca nie wiem sama na co. „Weź się w garść” mówiłam w myślach sama do siebie.
- Lou pomóc ci w czymś? – zapytałam stylistki chłopców, która właśnie malowała Harry’ego.
- Zajmij się Lux – oznajmiła wręczając mi małą dziewczynkę do rąk. Stałam osłupiała, nie wiedząc co ze sobą zrobić. W życiu nie zajmowałam się takim małym dzieckiem. Gdy po raz kolejny ktoś mnie popchnął nie wytrzymałam i wyszłam na korytarz. Z dziewczynką na rękach skierowałam się do obszernej garderoby chłopców. Posadziłam Lux na kanapie i usiadłam obok niej.
- I co ja mam z tobą zrobić? – zapytałam patrząc jak bawi się misiem.
- Najlepiej dołączyć do zabawy – odpowiedział ktoś za mną. Obróciłam się i zobaczyłam Nialla.
- Przepraszam nie wiedziałam, że ktoś tu jest. Już się stąd zabieram – powiedziałam szybko, wstając z kanapy.
- Serena, daj spokój. Zostań – powstrzymał mnie blondyn, a ja znowu usiadłam. Chłopak poszedł do małego barku i po chwili przyniósł stamtąd małą paczuszkę chrupek. Otworzył ją i nastawił Lux, a ona chętnie sięgnęła, śmiejąc się przy tym wesoło.
- Chcesz? – zapytał chłopak podając mi paczkę.
- Nie dzięki – mruknęłam, więc chłopak wzruszył ramionami i sam zaczął jeść.
- Ciężko się przyzwyczaić co? – zapytał z pełną buzią, siadając na fotelu naprzeciw mnie.
- Do czego?
- Do tej całej bieganiny tam – wyjaśnił, wskazując na drzwi.
- Jakoś nie widzę, żebym była jakkolwiek potrzebna – mruknęłam, odwracając wzrok.
- Daj Lou szanse. Ona zawsze myśli, że sama najlepiej sobie poradzi. Musi się do ciebie przekonać… - drzwi do garderoby się otworzył i wszedł Zayn.
- Niall to chrupki Lux! – skarcił go od razu, wyrywając mu paczkę i nastawiając ją do dziewczynki, która znowu chętnie skorzystała i wzięła następną porcję, chociaż jeszcze pierwszego chrupka nie skończyła.
- Jakieś wieści od Louisa? – zapytał blondyn.
- Nie, Simon dzwonił do niego i do Rose, ale żadne z nich nie odpowiada – wyjaśnił Zayn, biorąc Lux na kolana i siadając na jej starym miejscu.
- A jeśli coś im się stało? – zapytałam z lekkim przerażeniem w głosie.
- Serena to ty raczej powinnaś wiedzieć, że Rose sobie poradzi. Co do Louisa miałbym wątpliwości, ale Rose go przypilnuje – uspokoił mnie Zayn, zajadając się chrupkami, które przed chwilą odebrał blondynowi. Znowu drzwi się otworzyły i tym razem stanął w nich Harry.
- Hej to chrupki Lux – wyrwał z rąk mulata paczkę. – Nie spodziewałem się tego po tobie Zayn. Nialla mogę zrozumieć, ale ty?
- Hej! - krzyknął od razu oburzony blondyn.
– Proszę moje słońce – powiedział, nadstawiając dziewczynce kolejny raz paczkę.  Lux sama nie wiedziała co zrobić, bo w obydwu rączkach miała już po nadgryzionym chrupku.
- O masz już to ja zjem – oznajmił, uśmiechając się i po chwili żując zawartość paczki.
- Lou już cię wypuściła z fotela? – spytał retorycznie Zayn.
- Teraz Liam się męczy – wyjaśnił, wrzucając sobie kolejnego chrupka do buzi.
- Widzę, że jesteś bardzo zadowolony jak Rose nie ma obok ciebie – uśmiechnął się Niall wrednie.
- Nawet o niej mi nie wspominaj, bo jeszcze wróci i… - nie dokończył bo w drzwiach stanęła właśnie śmiejąca się Rose razem z Louisem na ramieniu.
- A nie mówiłem? – odezwał się ponuro Harry i wszyscy się zaśmialiśmy.
- Witajcie! Niech miłość i pokój będzie z wami! – krzyknął Louis i razem z brunetką zaczęli się śmiać jakby nie byli zdrowi psychicznie.
- Czy wam już kompletnie odbiło? – zapytał Hazza.
- Cicho! Owce głosu nie mają –odezwała się Rose i znowu wybuchła śmiechem.
- A to nie były ryby? – zapytał Niall marszcząc się.
- Gdzie są ryby, wszystkie je utopię – oznajmił Louis i puścił ramię Rose, ale to chyba nie było dobrym pomysłem, bo zrobił parę kroków i potknął się o nogę stołu i wylądował na ziemi głośno się śmiejąc.
- Czy oni są pijani? – zapytał w końcu Zayn, ale pokręciłam głową.
- Coś mi się wydaje, że gorzej – mruknęłam i podeszłam do Rose.
- Gorzej, czyli co? – zapytał Harry. Spojrzałam w rozszerzone źrenice brunetki i wszystko stało się jasne.
- Naćpali się – wyjaśniłam. 
________________________________________________ 

Tak więc w końcu rozdział 10! Chyba najdłuższy jak do tej pory ;PP 
Chciałam wam bardzo podziękować za wasze komentarze pod poprzednim rozdziałem, które były rekordem na tym blogu pod względem ilości ( mam nadzieje, że teraz to pisząc nie spotkam 5 komentarzy pod spodem ). 
Następny rozdział możliwe, że dopiero za dwa tygodnie, bo niestety ja na swoje ferie muszę jeszcze poczekać -,- 

Ps: Przepraszam za błędy, bo nie zdążyłam rozdziału oddać do korekty. 
Katy227

29 komentarzy:

  1. Nareszcie się doczekałam , rozdział jak zwykle WSPANIAŁY ;D , czekam na następny , pisz szybko :) , zapraszam do mnie i pozdrawiam ;*


    http://one-direction-story-karolina1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. hahhahah maaaaatko, to z tym damskim kiblem,że Lou zbok ;DD albo 'Niech miłość i pokój będzie z wami!' XDD to jest the best ;D
    i ty wez mi Basia powiedz,skąd ty bierzesz te chore pomysły?! wiem,że normalna nie jesteś,ale no weeeeź ( noł hejt :DDD )
    suuuuuuperaśny rozdział, chce daaaaaaaaaalej xddd
    skończ sie chwalic komentarzami ;P ahahhaahah bo sie załamie XD
    to do nextaaa!

    Malikowaaaaaaa C; (taaaak, to ja KORNELIA! XD)

    OdpowiedzUsuń
  3. O bosh jaki cudowny rozdział.
    Wciąż myślę, że ona będzie z Lou <3
    Momenty z toaletą najlepsze ;p
    czekam nn.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej dlaczego taki krótki? ;( Myślałam, że będzie długi, a tu klapa. Szkoda bo bardzo lubię czytać twoja twórczość. ;)

    'Niech miłość i pokój będzie z wami!' Hahaha ;D Ci hipisi mnie tak rozśmieszyli, że ja nie mogę. Rose z Lou muamua ;* O.o Ciekawe czy coś z tego będzie ^^ Oby nie bo wolę jak by była z Owcą niemająca głosu XD
    No ale to twoje opowiadanie. ;D

    Pozdrawiam Mila i zapraszam do mnie : the--end-of-love.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam do mnie --->
    http://thisislondonandlife.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  6. KOCHAM KOCHAM KOCHAM KOCHAM . @Misiooolxd

    OdpowiedzUsuń
  7. haha fajny pomysł na rozdział xd jestem ciekawa co zrobi Paul gdy zobaczy ich w tym stanie xd czekam na następny xoxo

    OdpowiedzUsuń
  8. Hhahahaah. leję się z tego rozdziału :D Wspaniały Heheh. Czekam na next;*

    OdpowiedzUsuń
  9. hahhahahah niech pokój będzie z tobą!!! :P polewcia niezli ci hipisi!!! czekam na kolejny i zapraszam do siebie
    wegonnasticktogether1d.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. hahah dobre rozdział swietny juz sie nie mogę doczekac kolejnego;D

    OdpowiedzUsuń
  11. Ale wymyśliłaś z tymi hipisami! Normalnie śmiałam się jak opętana, albo tak jak oni.. naćpana. :D Chyba najlepszy rozdział jaki czytałam, bo do tej pory nie potrafię opanować swojego śmiechu. Kocham Rose i Louisa są na prawdę zgrani! A ten pocałunek... czyżby miał coś on oznaczać w późniejszych rozdziałach? No ja mam nadzieję, bo szczerze... Wole jakoś Lou od owcy. :D Ach czekam na nowość!
    P.S Też muszę czekać na ferie, aż do lutego! Pozdrawiam /sensitive-touch/

    OdpowiedzUsuń
  12. Cudowny blog. Wrodzony talent pisarski. Czekam na kolejny rozdział. Chciałabym abyś powiadamiała mnie o kolejnych rozdziałach na moim blogu http://yoursecretlife-onedirection.blogspot.com/ w zakładce " spam ". Oraz zapraszam do czytania i komentowania mojego bloga : )

    OdpowiedzUsuń
  13. Kurka wodna! Jesteś okropna! Jesteś okropna, że tak dobrze piszesz i strasznie Ci zazdroszczę! Oddaj trochę swojego talentu! Każdy rozdział może być taki długi *.* A Ci hipisi, babka w łazience, policjant, no ah...

    OdpowiedzUsuń
  14. AHAHHAAHHAHAH CUDOWNY ROZDZIAŁ NARESZCIE SIE DOCZEKAŁAM <3
    I CZEKAM NA NASTĘPNY <3

    OdpowiedzUsuń
  15. Hahahah.. Dobre to było jak zabierali sobie te chrupki albo jak Rose z Lou weszli do garderoby. :D :D :D Boski rozdział. Czekam z niecierpliwością na kolejny. :3

    OdpowiedzUsuń
  16. Genialne xD
    Nie no, hipisi mnie rozwalili ;D
    Czekam na następny ;P

    OdpowiedzUsuń
  17. pisz pisz pisz więcej !!! bo już nie mogę się doczekać <3

    OdpowiedzUsuń
  18. Witaj, niech miłość i pokój będą z tobą :) Prawie umarłam ze śmiechu czytając ten rozdział... Dwa dni się zbieram, żeby napisać komentarz, bo oczywiście za każdym razem musiałam przeczytać wszystko jeszcze raz i znów miałam głupawkę...
    Wiedziałam, że będzie się działo podczas tej ich podróży, ale czegoś takiego... W najśmielszych snach... Ja nie wiem skąd ty bierzesz takie pomysły, ale normalnie naszła mnie taka ochota na wspólne imprezowanie... Tylko w razie czego policję zostawię tobie ;)
    Ta akcja z policjantem - boska, ale to jak im ukradli samochód (dobrze, że pożyczony) i musieli zabrać się z hippisami, to było po prostu genialne! Boziu, naćpali się... To będzie epickie... Już bym chciała kolejny rozdział... Jejku, o staruszce bym zapomniała! To jak dzielnie zlała Louisa :D Wciąż nie mogę przestać się śmiać.
    Czekam na następny. Boziu, ja odliczam sekundy czekając...
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    @KateStylees
    http://1d-my-little-mystery-girl.blogspot.co.uk/

    OdpowiedzUsuń
  19. Zawsze czytałam twojego bloga i nie komentowałam bo czytam wieczorami z tableta ,a tam z nie wyjaśnionego powodu nie mogę dodawać kom. Kocham twój blog *.* Magia :D Pisz więcej i w ogóle masz niesamowity talent. :) Nie no ,ale hipisi mnie rozwalili ;D Płaczę ze śmiechu :D Czekam na nn :** Po prostu "I LOVE TWÓJ BLOG"

    Zapraszam:
    sour-cherry1d.blogspot.com
    sweet-lemon1d.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  20. A tak sobie myślałam, ciekawe czy jest nowy rozdział na "Let's pretend...", wchodze, a tu taka niespodziewanka ! :D
    Zaćpany Lou <3 ahaha kocham to ;D
    Czekam z niecierpliwością na kolejny! :)

    OdpowiedzUsuń
  21. zajebisty rozdział ;p

    OdpowiedzUsuń
  22. HAHAHAHHAHAHA ! Piszesz genialnego bloga, czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  23. HAHAH GENIALNE! SERIO. TY TO MASZ WYOBRAŹNIE! JEJJJJ.. JUŻ NIE MOGĘ DOCZEKAĆ NASTĘPNEGO WSPANIAŁEGO ROZDZIAŁU! :D

    OdpowiedzUsuń
  24. Jestem tu dopiero od kilku dni, a jak zaczęłam czytać to przeczytałam od razu wszystkie rozdziały. Jesteś niesamowita! Czekam na nexta ;** Miłego pisania :)

    OdpowiedzUsuń
  25. Jestem tu od wczoraj i nie mogę przestać go czytać twój blog jest inny i widać że nie jest kopiowany od reszty szczere GRATULACJE czekam na nexta i proszę dodawaj częściej i też takie długie

    OdpowiedzUsuń
  26. wpadłam przypadkowo i przeczytałam wszystko.
    Świetne jest *_* masz talent .

    ____
    http://smileehappyy.blogspot.com/ zapraszam do siebie. ♥

    OdpowiedzUsuń
  27. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń